Kwiaty w miejscu zabójstwa Borysa Niemcowa składa się w Moskwie co roku. Teraz okoliczności są wyjątkowe: niedawny areszt lidera opozycji Aleksieja Nawalnego, którego też usiłowano zabić, i stłumione antyrządowe protesty. Władze stolicy, wskazując na pandemię, nie zgodziły się na przeprowadzenie tradycyjnego marszu pamięci, ale zezwoliły na składanie kwiatów.
Niezależne media mówią, że przez most Moskworecki, znajdujący się tuż obok Kremla, przewinęło się ponad 10 tys. ludzi. Kwiaty złożyli ambasadorowie ponad 40 krajów, w tym USA i UE. Udali się tam przyjaciele Niemcowa z opozycji, niezliczona ilość dziennikarzy, ale też szef prezydenckiej Rady ds. Praw Człowieka.
Sześć lat po zabójstwie czołowego rosyjskiego opozycjonisty, a niegdyś wicepremiera, gubernatora i bliskiego współpracownika prezydenta Borysa Jelcyna, do dzisiaj nie ma nawet tabliczki upamiętniającej tę zbrodnię. Władze stolicy konsekwentnie też ignorują liczne inicjatywy zmiany nazwy mostu na imienia Borysa Niemcowa.
27 lutego 2015 roku, tuż przed północą, morderca podszedł do niego od tyłu i oddał sześć strzałów w plecy. Pięciu Czeczenów skazano na wieloletnie wyroki więzienia (od 11 do 20 lat). Już podczas rozprawy skarżyli się na przemoc ze strony służb i zaprzeczali swoim wcześniejszym zeznaniom, a nawet zwrócili się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zleceniodawców morderstwa rosyjscy śledczy nie znaleźli. A w świetle rosyjskiego prawa osoby te nie poniosą odpowiedzialności, jeżeli nie staną przed sądem w ciągu 15 lat od morderstwa. Na ustalenie prawdy bliskim i przyjaciołom Niemcowa pozostało więc dziewięć lat.