- Ratujemy ludzi, którzy tak czy owak umrą za pół roku - taka wypowiedź Borosa Palmera (Zieloni), burmistrza Tybingi, wywołuje w Niemczech sporo emocji. Burmistrz ma na myśli seniorów, zwłaszcza tych powyżej 80-tego roku życia. To oni stanowią dwie trzecie ofiar śmiertelnych koronawirusa. Przekaz jest taki, że w zasadzie nie warto się skupiać na ich losie, gdyż znika z pola widzenia sprawa ważniejsza, jaką jest przyszłość młodszego pokolenia zagrożonego pauperyzacją w chwili, gdy stoi gospodarka i kraj wkracza w kryzys gospodarczy. Wniosek z tego jest taki, iż należy jak najszybciej wracać do normalności znosząc ograniczenia czasów epidemii. W końcu liczy się przyszłość, a nie przeszłość.
Taki pogląd ma w Niemczech coraz więcej zwolenników. Najbardziej prominentnym z nich wydaje się być przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schäuble (CDU). - Gdy słyszę, że wszystko inne schodzi na dalszy plan wobec konieczności ochrony życia, to twierdzę, że nie jest to w porządku - oświadczył w jednym z wywiadów. Zdaje sobie on przy tym sprawę z tego, że w artykule pierwszym niemieckiej ustawy zasadniczej mowa jest o nienaruszalności godności człowieka, której ochrona jest obowiązkiem wszelkich władz państwowych. - Nie wyklucza to jednak, że że wszyscy musimy umrzeć - mówi 78-letni Schäuble, zaznaczając, że jest w grupie największego ryzyka i jest gotowy na śmierć. Wygląda na to, że podobnej postawy oczekuje od swych rówieśników, którzy nie powinni mieć nadmiernych oczekiwań od społeczeństwa.
Jeszcze dalej idzie w swych rozważaniach szef państwowej Rady Etyki, ewangelicki teolog Peter Dabrock. - Nie powinniśmy w zasadzie przedkładać długości życia ponad jego jakość - powiedział dziennikowi „Handelsblatt” . W jego ocenie opinia przewodniczącego Bundestagu, drugiej osoby w państwie, ma znaczenie o charakterze państwowym. W tym samym dzienniku była sędzia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Gertrude Lübbe-Wolff udowadnia, że nie istnieje żadna hierarchia podstawowych praw człowieka i tym samym ochrona życia i zdrowia nie może spychać na dalszy plan innych praw podstawowych.
Dominik Enste, ekspert od etyki gospodarczej tłumaczy z kolei, że ochronie życia i zdrowia służy wprawdzie ograniczenie szybkości do 50 km na godzinę, ale bardziej skuteczne byłoby przecież ograniczenie do kilku czy kilkunastu kilometrów na godzinę. Tak więc w czasie epidemii nie należy z ograniczeniami przesadzać i traktować śmierć jako zjawisko naturalne. Jednym słowem należy skończyć z dyktatem wirusologów, którzy opowiadają się konsekwentnie za utrzymywaniem rygorystycznych ograniczeń społecznych w celu zahamowania rozwoju epidemii. Sprawę powinni wziąć w swoje ręce odpowiedzialni politycy, mając na względzie nie tylko los starczego pokolenia, ale i ludzi młodszych.