Dlatego od poniedziałku Niemcy zezwalają na pracę fryzjerów, znów będą otwarte małe sklepy, a także kościoły i niektóre muzea. Wszystko jednak pod ściśle określonymi warunkami. Kanclerz Merkel ostrzegła, że wskaźnik liczby osób zakażonych przez jednego chorego znów skoczył z 0,7 do 0,96. Jeśli ten trend nie zostanie powstrzymany, niemieckim szpitalom grozi paraliż, nawet już w czerwcu.
We Włoszech liczba zgonów z powodu wirusa skoczyła w niedzielę do 474 osób. Dlatego premier Conte kraj otwiera bardzo ostrożnie. Od 4 maja ruszą budownictwo i przemysł, Włosi będą mogli wyjść z domu, ale tylko w ważnych sprawach i w granicach swojej gminy.
We Francji od 11 maja znoszony jest obowiązek posiadania zaświadczenia zamieszkania przy wychodzeniu z domu, ale tylko w promieniu 100 km. Rząd zgodził się na otwarcie tego samego dnia szkół, ale tylko dla tych uczniów, których rodzice wyrażą na to zgodę. Bardziej od wznowienia lekcji w końcówce roku szkolnego chodzi o umożliwienie powrotu do pracy tym, którzy nie mają z kim zostawić w domu dzieci.
Hiszpanie do 26 kwietnia mogą wychodzić na spacery, ale tylko na godzinę. Teraz premier Sanchez chce poszerzyć zakres swobody. Otwarte będą małe sklepy, zakłady fryzjerskie, a na Wyspach Kanaryjskich i Balearach – także bary, choć pod warunkiem, że klienci zachowają odpowiednią odległość między sobą. Rząd ma nadzieję, że do początku lipca uda się znacznie bardziej uwolnić życie gospodarcze i społeczne. Hiszpania stoi turystyką: w minionym roku przyniosła ona Królestwu 200 mld euro dochodów i zatrudniała co siódmego poddanego Filipa VI. Dlatego jeśli letni sezon zostanie zmarnowany, przyniesie to katastrofę krajowi. Jednak ryzyko drugiej fali zakażeń, o której mówi profesor McKee, jest poważne: w weekend, korzystając z pięknej pogody, tłumy wyszły na ulicę Madrytu i Barcelony, dając wirusowi szanse na nowy oddech.
Plan znoszenia restrykcji w Wielkiej Brytanii Boris Johnson przedstawi 7 maja. Ale tylko 17 proc. Brytyjczyków chce, aby już teraz zaczęły pracować szkoły, a puby przyjmowały klientów. Bo też wirus wciąż zbiera ogromne śmiertelne żniwo. To blisko 30 tys. zmarłych, i to nie uwzględniając znacznej części ofiar w domach spokojnej starości. Sam premier w wywiadzie dla „Sun" opisywał, jak był już jedną nogą na tamtym świecie. Gdy przechodził najgorszą fazę zapalenie płuc, pompowano mu sztucznie „litry i litry" tlenu. Gotowy był też protokół, w którym lekarze mieli ogłosić śmierć szefa rządu.