– Trudno sobie wyobrazić, by ropa z Zachodu popłynęła do białoruskich rafinerii. To jakby postawić stację benzynową BP czy Shell pod ścianami Kremla – mówił jeden z rozmówców „Rzeczpospolitej" pod koniec ubiegłego roku. W piątek białoruski MSZ poinformował o początku dostaw z USA. 80 tys. ton ropy w tym tygodniu dotrze do litewskiego portu w Kłajpedzie, stamtąd koleją do rafinerii w Nowopołocku. Białoruski MSZ oznajmia, że współpraca ta jest „częścią bezpieczeństwa energetycznego państwa".
– To nie świadczy o przełomie w relacjach białorusko-amerykańskich, lecz o radykalnym pogorszeniu relacji Mińska z Moskwą – komentuje „Rzeczpospolitej" białoruski ekonomista Jarosław Romańczuk.
USA chcą reform
To wynik wizyty sekretarza stanu USA Mike'a Pompeo w Mińsku 1 lutego. W swoim piątkowym komunikacie namawiał władze w Mińsku do otwarcia białoruskiego rynku dla amerykańskiego biznesu oraz do przeprowadzenia reform wolnorynkowych, niezbędnych dla dołączenia Białorusi do WTO.
– Należałoby zacząć od powołania białorusko-amerykańskiej izby handlowej czy wpuszczenia amerykańskich funduszy. Reformy się nie zapowiadają, przywódca zrósł się z gospodarką planową i panicznie boi się cokolwiek zmieniać – mówi Romańczuk.
Z komunikatu Pompeo wynika, że do porozumienia pomiędzy Białorusinami a Amerykanami przyczynił się polski importer paliw Unimot. Pomiędzy Warszawą a Mińskiem od dłuższego czasu trwają zakulisowe rozmowy w sprawie dostaw ropy poprzez naftoport w Gdańsku, a stamtąd rewersem poprzez rurociąg Przyjaźń na Białoruś, co byłoby o wiele bardziej opłacalne niż transport surowca drogą kolejową.