Środowe rewelacje „Le Canard enchaîné” były dla Francuzów przygnębiające. Satyryczny tygodnik donosił, że Renault ogłosi restrukturyzację czterech zakładów. To wpisuje się w fatalne wyniki całej gospodarki. W I kwartale skurczyła się wobec ostatnich trzech miesięcy 2019 r. o 5,8 proc., najwięcej w Unii. Za Renem ten wskaźnik wyniósł 2,2 proc., w Polsce – 0,5 proc. Francja zamknie rok, sprowadzając gospodarkę do poziomu z 2005 r. I będzie potrzebowała aż sześciu lat, aby ją odbudować do stanu z 2019 r.
Podatki i wydatki
Skąd taka katastrofa? Kraj wchodził w pandemię z napiętą sytuacją społeczną, najpierw z powodu ruchu „żółtych kamizelek”, potem protestów przeciw reformie emerytalnej. To jeszcze bardziej usztywniło związki zawodowe, które, w przeciwieństwie do Niemiec, odrzuciły kompromisową formułę pracy na część etatu. Efekt: ekonomiści spodziewają pod koniec roku 15 proc. bezrobocia, najwięcej od drugiej wojny.
Ale tak ostremu załamaniu winna jest też struktura gospodarcza kraju. Nigdzie w Unii poza Grecją do takiego stopnia nie zniszczono przemysłu, który stanowi już tylko 10 proc. PKB – wskazuje ekonomista Claude Sicard. Przygnieciony największymi podatkami (45 proc. PKB) i wydatkami państwa (56 proc. PKB) na świecie kraj porzuca nawet to, co było jego specjalnością. Mała Holandia pobiła pod względem wartości eksportu rolnego (94 mld euro w 2018 r.) Francję (44 mld), którą goni Polska (30 mld). Kraj z konieczności polega więc na branżach, które wirus uderzył frontalnie: turystyce, produkcji towarów luksusowych czy budowie samolotów.
Jednak okres zarazy nie byłyby tak ciężki, gdyby nie błędy Emmanuela Macrona.