Znany opozycyjny białoruski bloger Siarhej Cichanouski zebrał w piątek setki zwolenników w Grodnie. Zbierał podpisy w ramach kampanii wyborczej swojej żony Światłany Cichanouskiej. Wystartowała na prezydenta, gdy jej mąż siedział w areszcie i jego kandydatura została odrzucona. Odkąd wyszedł z aresztu (trafił tam za udział w "nielegalnym zgromadzeniu"), jeździ po białoruskich miastach i gromadzi tłumy zwolenników, kilka dni temu w Mińsku kolejka chętnych do złożenia podpisu ciągnęła się ponad kilometr.
Bloger prowadzi antyrządową kampanię "Stop karaluch", a symbolem jego protestów są kapcie. Nawołuje do ogólnokrajowego strajku i zapowiada, że jeżeli wybory prezydenckie 9 sierpnia "znów zostaną sfałszowane", w białoruskich miastach rozpoczną się masowe protesty.
W piątek Cichanouski prowadził transmisję na żywo w YouTube z Grodna, najpierw został zaatakowany pytaniami przez dwie kobiety, które nazwał "prowokatorkami". Gdy został otoczony przez zwolenników, zainterweniowało dwóch funkcjonariuszy milicji, którzy zaczęli się domagać by "odpowiedział kobietom na pytania". Po krótkiej przepychance z tłumem jeden z milicjantów znalazł się na ziemi (w sieci krąży nagranie na którym widać jak jeden z mężczyzn pomaga mu się położyć). Kilka minut później pojawili się funkcjonariusze OMONu, którzy spacyfikowali protest i zatrzymali blogera. Obecnie przebywa w areszcie w Grodnie.
Centrum obrony praw człowieka "Wiosna" informuje, że oprócz Cichanouskiego, w Grodnie zatrzymano jeszcze ponad dziesięciu aktywistów. Lista aresztowanych, jak podaje "Wiosna", może się powiększyć, gdyż nadchodzą kolejne informacje o aresztach.