W sobotę prezydent Białorusi udał się do Grodna, gdzie podczas przemówienia poruszył m.in. temat strajkujących pracowników białoruskich zakładów.
- Są tacy, którzy nie chcą pracować, a strajkować. Jeżeli ktoś nie chce pracować, nie zmuszajcie, nie trzeba. Nie zmusimy i nie namówimy ich. Państwo przeżyje. Ale jeżeli przedsiębiorstwo nie pracuje, od poniedziałku - kłódkę na drzwi, wstrzymujemy. Ludzie ochłoną, załatwimy to, a później kogoś zaprosimy do pracy - oświadczył, cytowany przez rządową agencję BiełTA.
- Później pomyślimy, kto tam będzie pracował - mówił.
Wcześniej Łukaszenko ostrzegał strajkujących górników soligorskiego przedsiębiorstwa Biełaruśkalij, że "znajdą się chętni, którzy ich zastąpią". Mówił m.in. o pracownikach z Ukrainy.
Błyskawicznie zareagował na to przewodniczący Konfederacji wolnych związków zawodowych Ukrainy oraz Niezależnego związku górników Ukrainy Mychajło Wołynieć, który oświadczył, że ukraińscy górnicy nie zamierzają jechać na Białoruś.