Marzenia o przekazaniu władzy cywilom prysły już wcześniej. A Sudan miał się doczekać demokratycznych wyborów pod koniec ubiegłego roku. Takie były plany po obaleniu rządzącego trzy dekady Baszira, do którego doszło w kwietniu 2019 roku. Sudan przechodził wówczas opóźnioną wobec innych krajów rewolucję arabską.
W okresie przejściowym wojskowi i cywile mieli się dzielić władzą w najwyższym organie władzy – Radzie Suwerennej. Szybko okazało się jednak, że junta nie zamierza oddać prawdziwego rządzenia politykom, ale trwać, tyle że bez Baszira, bo on uniemożliwiał wyjście kraju z międzynarodowej izolacji – jest bowiem uważany za zbrodniarza wojennego przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
Czytaj więcej
W Chartumie wybuchły ciężkie walki między armią a oddziałami paramilitarnymi. Armia kontroluje pałac prezydencki, siedzibę dowództwa oraz lotnisko w stolicy kraju. Zginęło ponad 50 cywilów, w tym trzech pracowników ONZ.
Walki rozgorzały w sobotę, najpierw w stolicy – Chartumie, a potem rozprzestrzeniły się na wiele regionów tego wielkiego afrykańskiego kraju. Do niedzielnego popołudnia mówiono o co najmniej 56 zabitych.
Walczą dwie armie. Jedna oficjalnie nosi taką nazwę, druga jest nazywana siłami paramilitarnymi (angielska nazwa Rapid Support Forces, w skrócie RSF), ale de facto jest również armią z czołgami i transporterami opancerzonymi. Na dodatek w grudniu zeszłego roku ustalono, że mają się wreszcie połączyć.