Rusłan Szoszyn: Waży się los Ukrainy, a hetmani wciąż skłóceni

Nawet widmo rosyjskich czołgów w Kijowie nie pojednało polityków nad Dnieprem. Kolejny Majdan byłby prezentem dla czekającego na pretekst Kremla.

Publikacja: 21.12.2021 18:01

Rusłan Szoszyn: Waży się los Ukrainy, a hetmani wciąż skłóceni

Foto: AFP

Ministerstwo Obrony w Kijowie szacuje, że nawet 175 tys. rosyjskich żołnierzy może czekać na rozkaz Kremla przy granicach Ukrainy. Rosyjska marynarka demonstracyjnie testuje broń i używa rakiet, przeciwko którym bezradna jest nie tylko Ukraina, ale i wiele krajów NATO. Moskwa otwarcie już szantażuje Zachód i wprost grozi „odpowiedzią wojskową" w przypadku odrzucenia postawionych wcześniej przez Kreml warunków. Warunków nie do spełnienia. Stawkę celowo podniesiono, poszerzając geografię rosyjskich zakusów, by wynegocjować kluczową dla realizacji imperialnych ambicji Rosji Ukrainę. Stany Zjednoczone i inne kraje NATO próbują uniemożliwić kolejną rosyjską agresję nad Dnieprem, szukają odpowiedniej strategii, grają na czas i straszą sankcjami. Każdy z krajów sojuszu doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie wyśle na Ukrainę swoich żołnierzy, nie wypowie Rosji wojny, nie narazi życia swoich obywateli. A to oznacza, że najbliższe tygodnie mogą zadecydować o przyszłości Ukrainy na długie lata.

Tylko jedno powstrzymuje Moskwę. Nie nadeszła odpowiednia okazja, by wyjaśnić opinii publicznej w Rosji decyzje Kremla, które będą kosztowały życie wielu rosyjskich żołnierzy. A najlepiej, by stało się coś, co solidnie namiesza w głowach zachodnich polityków i uzbroi w argumenty sojuszników oraz sympatyków Rosji w Europie. Załóżmy, że w Kijowie dochodzi do kolejnego Majdanu. Masowe protesty, obalenie władz, destabilizacja i chaos. Moskwa uruchamia swoje krety nad Dnieprem, dochodzi do eskalacji sytuacji w Donbasie, znów leje się krew. A dopóki europejskie stolice będą się intensywnie naradzać, pod pretekstem obrony swoich obywateli (jak w Gruzji w 2008 roku czy na Krymie w 2014 roku), rosyjskie jednostki będą zmierzać w kierunku Kijowa. Polecą myśliwce, ale już nie tylko od wschodu, lecz też z północy, od strony sterowanej przez Rosję Białorusi. A jeszcze niedawno MSW Rosji szacowało, że w samozwańczych republikach donieckiej i ługańskiej do końca roku będzie już milion rosyjskich obywateli. Pretekst jest.

Czytaj więcej

NATO gra na czas z Putinem

Takiego scenariusza nie można wykluczyć, zwłaszcza patrząc na to, co się dzieje na kijowskiej scenie politycznej. Jeszcze niedawno prezydent Wołodymyr Zełenski wypowiedział wojnę najbogatszemu z oligarchów i nie wykluczał, że szykowany jest przewrót państwowy. Tuż przed tym wybuchła afera (dotyczyła nieudanej operacji zatrzymania rosyjskich najemników z grupy Wagnera), która doprowadziła do poważnych dymisji w służbach specjalnych. Jakby tego było mało, w poniedziałek ukraińskie Państwowe Biuro Śledcze stawia zarzuty byłemu prezydentowi Petrowi Poroszence. Oskarża go o zdradę państwa i wspieranie prorosyjskich separatystów w Donbasie poprzez zakupy węgla z okupowanych terytoriów. I dzieje się to, o ironio, w tym samym czasie, kiedy poparcie urzędującego prezydenta i jego partii w sondażach leci na łeb na szyję. A Poroszenko nie jest jedynie „byłym prezydentem", lecz liderem głównej opozycyjnej siły w parlamencie (Europejska Solidarność) oraz drugim, po Zełenskim, najpopularniejszym politykiem w kraju. Możemy się tylko domyślać, co by się działo w Kijowie, gdyby został zakuty w kajdanki. Prawdopodobnie do tego by doszło, gdyby kilka dni temu nie wyjechał z kraju. Z Warszawy odpierał zarzuty i oświadczył, że ze względu na zagrożenie ze strony Rosji „będzie mądrzejszy" i wstrzyma się z powrotem do kraju, by nie prowokować zamieszek. Swój powrót zapowiedział na początek stycznia.

Nawet widmo rosyjskich czołgów w Kijowie nie może pogodzić ukraińskich polityków, nie mogą nawet na chwilę zapomnieć o sondażach i politycznych bonusach.

Wołodymyr Zełenski przed tym, jak stanął na czele kraju, zagrał prezydenta w popularnym nad Dnieprem serialu „Sługa Narodu". Filmowy prezydent przeżywa zdradę najbliższego otoczenia, zostaje obalony przez parlament i znika z polityki. Powraca, ale patrząc na mapę kraju, widzi rozdartą na kilkanaście państewek Ukrainę.

Ministerstwo Obrony w Kijowie szacuje, że nawet 175 tys. rosyjskich żołnierzy może czekać na rozkaz Kremla przy granicach Ukrainy. Rosyjska marynarka demonstracyjnie testuje broń i używa rakiet, przeciwko którym bezradna jest nie tylko Ukraina, ale i wiele krajów NATO. Moskwa otwarcie już szantażuje Zachód i wprost grozi „odpowiedzią wojskową" w przypadku odrzucenia postawionych wcześniej przez Kreml warunków. Warunków nie do spełnienia. Stawkę celowo podniesiono, poszerzając geografię rosyjskich zakusów, by wynegocjować kluczową dla realizacji imperialnych ambicji Rosji Ukrainę. Stany Zjednoczone i inne kraje NATO próbują uniemożliwić kolejną rosyjską agresję nad Dnieprem, szukają odpowiedniej strategii, grają na czas i straszą sankcjami. Każdy z krajów sojuszu doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie wyśle na Ukrainę swoich żołnierzy, nie wypowie Rosji wojny, nie narazi życia swoich obywateli. A to oznacza, że najbliższe tygodnie mogą zadecydować o przyszłości Ukrainy na długie lata.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997