Narodowy przewoźnik Turkish Airlines wykonuje wiele lotów na Białoruś. Powstrzymanie dowozu imigrantów to jeden z najlepszych sposobów na załagodzenie kryzysu na granicy białorusko-unijnej. Dlatego UE przymierza się do ukarania linii, które latają do Mińska. Grozi to i Turkish Airlines, wielkiej linii, o setkach połączeń, dumy tureckich władz.
Loty stały się powodem ostrego spięcia w stosunkach Warszawy, sojusznika z NATO. A Polska, inaczej niż większość państw zachodnich, pielęgnowała relacje z Turcją Erdogana. Jako pierwsze państwo NATO zdecydowała się zakupić nowoczesną turecką broń – drony Bayraktar.
Zaczęło się we wtorek. Podczas debaty w Sejmie Mateusz Morawiecki powiedział o „pełnej synchronizacji" działań tureckich z reżimem białoruskim i Kremlem. Turcja się oburzyła, nie po raz pierwszy zresztą na polskiego premiera. Jak się dowiedziałem ze źródeł tureckich, Morawiecki już raz wywołał poruszenie w Ankarze, choć nie zostało to nagłośnione, tak jak zarzut „synchronizacji".
W czasie sejmowego exposé w 2019 roku wymienił Turcję wśród tych, co mącą na Bałkanach Zachodnich (był to argument za przyjęciem państw tego regionu do UE). Turcja znalazła się w towarzystwie Rosji, Chin i radykalnego islamu. Nie jest to towarzystwo, do którego chciałaby być dołączana.
Mistrz gry na przeczekanie
Efektem wystąpienia Morawieckiego była rozmowa, którą z inicjatywy Ankary przeprowadzili w środę wieczorem szefowie dyplomacji Zbigniew Rau i Mevlüt Cavusoglu. Nie przyniosła przełomu. Przede wszystkim Turcy powiedzieli, że nie zawieszą lotów Turkish Airlines ze Stambułu do Mińska, a tylko w dniu rozmowy odbyły się trzy.