Rekord padł w Colmey Hatch na północnych przedmieściach Londynu. Tu przed dystrybutorami ustawiła się w poniedziałek kolejka przeszło 100 samochodów. Jednak widok oczekujących godzinami kierowców zanotowano we wszystkich zakątkach kraju. Koncern BP musiał zawiesić działalność na co trzeciej stacji z braku paliwa. Nie lepiej jest u jego konkurentów.
W obawie, że braki będą trwałe, ci, co dopchali się do dystrybutorów, pompują, w co się da i ile się da. W Leeds w ciągu 36 godzin sprzedano tyle paliwa, ile normalnie sprzedaje się przez sześć dni. Aby powstrzymać panikę, część stacji w całym kraju wprowadziła limit zakupu (do ceny 30 funtów).
Kłopoty nie są spowodowane brakiem paliwa w magazynach: te są pełne. Ale benzyny czy oleju napędowego nie ma komu przewieźć do dystrybutorów. W królestwie, w którym normalnie pracuje 600 tys. kierowców, jest teraz co najmniej 100 tys. wakatów. To efekt masowego powrotu do kraju pracowników z państw UE z powodu brexitu i pandemii.
Czytaj więcej
Przed stacjami paliw w Wielkiej Brytanii ustawiły się długie kolejki. Wielu kierowców tankowało "na zapas". W największych miastach 90 proc. stacji informuje o brakuje paliwa. - Widzimy, jakim intelektualnym oszustwem był brexit - ocenił francuski minister spraw europejskich Clement Beaune.
W poniedziałek, aby zaradzić temu problemowi, premier Boris Johnson zwołał naradę swojego gabinetu. Jednym z rozważanych pomysłów jest przejęcie dystrybucji paliw przez wojsko. Innym: wydanie specjalnych wiz pracowniczych dla kierowców, którzy mieliby pozostać na Wyspach do Bożego Narodzenia. Ale chętnych nie ma zarówno z powodu trudnych warunków, jakie oferuje Wielka Brytania (w szczególności konieczności pokrycia kosztów zakwaterowania), jak i niepewności związanej z czasowym charakterem pozwoleń.