To historyczne wydarzenie dla Ukraińców. W czwartek uruchomiono rynek gruntów rolnych. A to oznacza koniec obowiązującego dotychczas (z przerwami) prawa wprowadzonego jeszcze przez bolszewików w 1917 roku. Obywatele (na razie dotyczy to osób fizycznych) mogą swobodnie kupować i sprzedawać ziemię, ale pod warunkiem, że w jednych rękach nie znajdzie się więcej niż 100 hektarów.
Obcokrajowcy nie mogą kupować ukraińskich gruntów, przynajmniej do rozstrzygnięcia tej kwestii w referendum, ale nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle do niego dojdzie.
Z ukraińskiego prawa wynika, że nawet jeżeli kiedykolwiek w przyszłości rynek gruntów rolnych zostanie otwarty dla obywateli innych krajów, to nie będą mogli kupować bliżej niż 50 kilometrów od granicy państwowej.
Odpowiednią ustawę ukraińska Rada Najwyższa (większość ma tam prezydencka frakcja Sługa Narodu) przegłosowała jeszcze w marcu ubiegłego roku. Zniesienie moratorium na sprzedaż gruntów rolnych było jednym z flagowych postulatów prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Od lat w tej sprawie naciskały na Kijów organizacje międzynarodowe oraz kredytujący Ukrainę Międzynarodowy Fundusz Walutowy. A zgodnie z przeforsowaną przez Zełenskiego ustawą od 2024 roku nabywać grunty rolne będą mogły również firmy (do 10 tys. hektarów), a to kusi zagranicznych inwestorów, gdyż mogą tworzyć spółki z takich firmami.
– W Kijowie liczą na to, że otwarcie rynku gruntów rolnych będzie impulsem do rozwoju gospodarczego, przyciągnie inwestycje w rolnictwo oraz przyśpieszy rozwój rynku finansowego. Jest w tym sens, bo moratorium stopowało rozwój niektórych sektorów rolnictwa – mówi „Rzeczpospolitej" znany kijowski politolog Wołodymyr Fesenko.