Pomimo swojej reputacji jednego z najbardziej wyzwolonych seksualnie krajów Azji południowo-wschodniej, buddyjska Tajlandia pozostaje konserwatywna, a wibratory, dildo i inne seks-zabawki są tam nielegalne.
Rojalistyczna Partia Demokratyczna była dominowała w tajskiej polityce od lat czterdziestych, ale zaliczyła spadek poparcia w wyborach w 2019 roku i obecnie utrzymuje tendencję zniżkową. Wybory odbędą się 14 maja. Ugrupowanie jest najstarszą partią w Tajlandii, wywodziło się z niego czterech premierów - ostatnio Abhisit Vejjajiva, który kierował rządem w latach 2008-2011. Popularność partii załamała się w kontrowersyjnych wyborach w 2019 roku, w wyniku których premierem został przywódca puczu, Prayut Chan-o-Cha. Partia została uwikłana w skandal seksualny w zeszłym roku, kiedy 14 kobiet formalnie złożyło skargi na jej byłego zastępcę lidera Prinn Panitchpakdi. Zaprzeczył on zarzutom, które wciąż są rozpatrywane przez sądy.
Obecnie, każdy oskarżony o sprzedaż seks zabawek może stanąć przed karą do trzech lat więzienia lub grzywną w wysokości do 1800 dolarów
- Seks-zabawki są przydatne, ponieważ mogą doprowadzić do zmniejszenia skali prostytucji, a także liczby rozwodów z powodu niedopasowania libido seksualnego, a także przestępstw związanych z seksem - powiedziała przedstawicielka partii Ratchada Thanadirek w poniedziałkowym oświadczeniu.
Zwróciła ona także uwagę, że „rząd traci okazję do pobierania podatku od legalnego importu stymulatorów erotycznych”. – Podczas gdy seks zabawki są uważane za "niemoralne" w niektórych częściach Tajlandii, to wiele z nich nadal płynie do królestwa nielegalnie zza oceanu – argumentują politycy Partii Demokratycznej.