– Żadnych wojskowych prowokacji z tego powodu nie oczekujemy. Ale musimy brać pod uwagę, że Rosja kontynuuje różne agresywne działania i podąża swą imperialną drogą – odpowiedział na groźby dowódca łotewskiej armii Leonids Kalninš.
Jednak sąsiednią Estonię, po zdemontowaniu tydzień wcześniej pomnika-czołgu w nadgranicznej Narwie, zaatakowali rosyjscy hakerzy z grupy „Killnet”. Zdaniem ekspertów grupa została sformowana wiosną z ochotników programistów, ale pod kierunkiem oficerów rosyjskich służb specjalnych. Tallin nazwał ich atak „nieefektywnym”, ale „najintensywniejszym od 2007 roku”. Wtedy w mieście zniesiono pomnik Brązowy Żołnierz, co wywołało kilkudniowe rozruchy miejscowych i przyjezdnych Rosjan.
Jedna armatka wodna
W samej zaś Rydze jeszcze 9 maja, w sowiecki Dzień Zwycięstwa, pod pomnikiem zebrało się około 20 tys. ludzi (ok. 3 proc. mieszkańców miasta). Kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych za „wstążki św. Jerzego” i rosyjskie flagi – symbole zakazane na Łotwie.
Czytaj więcej
Od wybuchu wojny w Ukrainie w państwach graniczących z Rosją zlikwidowano co najmniej 20 postsowieckich pomników. Ale runięcie największego z nich, ryskiego obelisku upamiętniającego „żołnierzy-wyzwolicieli” stało się już symbolem wyzwalania z kulturowych (ale też gospodarczych) pęt dawnego imperium.
Ale w trakcie demontażu nie doszło do żadnych rozruchów. Mimo to Łotwa poprosiła o wsparcie estońskich policjantów, którzy przysłali nawet armatkę wodną. Łotewska policja ma tylko jeden taki pojazd, w dodatku akurat remontowany. Estońska pomoc okazała się jednak niepotrzebna.