Zapowiedziane w ostatnich tygodniach plany redukcji 860 miejsc pracy w zakładzie MAN Bus w Starachowicach, zwolnienia grupowe w Fabryce Łożysk Tocznych w Kraśniku, w fabrykach producenta okien Velux w Gnieźnie i w Namysłowie czy listopadowa seria planów zwolnień w mediach, w tym w Ringier Axel Springer Polska i w Agorze, sugerują, że ruszyła już fala kryzysowych cięć zatrudnienia. Co więcej, grudniowy wskaźnik MIK Polskiego Instytutu Ekonomicznego pokazał, że największa od wybuchu pandemii grupa firm (16 proc.) przewiduje w kolejnych miesiącach spadek zatrudnienia, a do 7 proc. spadł udział tych, które chcą je zwiększać.
Jednak zarówno zebrane przez „Rzeczpospolitą” najnowsze dane z urzędów pracy, jak i obserwacje ekonomistów dowodzą, że pracodawcy ostrożnie podchodzą do cięcia kadr. – Firmy nie będą masowo zwalniały pracowników, bo wiedzą, ile kosztuje ich pozyskanie – twierdzi prof. Maria Drozdowicz-Bieć z SGH. Przypomina, że pracownikom sprzyja demografia, bo osób odchodzących z rynku pracy jest więcej niż młodych.
osób mają objąć zgłoszone już w tym roku zwolnienia grupowe, o 40 proc. mniej niż rok temu
Zdaniem Kamila Sobolewskiego, głównego ekonomisty Pracodawców RP, wielu pracodawców w miarę możliwości nastawi się na „chomikowanie” zatrudnienia. Pamiętają bowiem doświadczenia z czasu pandemii, gdy firmy, które pospieszyły się ze zwolnieniami, niedługo potem musiały konkurować o ludzi do pracy.
Czytaj więcej
Pomimo malejącej od kilku miesięcy liczby ofert pracy w wielu regionach zwalniani pracownicy dość szybko mogą znaleźć nowego pracodawcę.