W niedzielę przypada 77. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim, pierwszego zrywu miejskiego w okupowanej przez nazistów Europie. Jak jego historia zapisała się na fotografiach?
To właściwie trzy oddzielne historie – zdjęć niemieckich, żydowskich i skromnego cyklu polskiego autora. Najbardziej znane i dokładne, siłą rzeczy, są fotografie dołączone do raportu Jürgena Stroopa, odpowiedzialnego za stłumienie powstania w getcie. To smutny paradoks, że niemiecka precyzja w dokumentacji jest dziś dla naukowców źródłem badań. Jak choćby słynne zdjęcia chłopca podnoszącego ręce w geście poddania.
Czy zachowała się jakakolwiek żydowska fotografia?
O ile wiem, nie. W trakcie powstania zginął Henryk Bojm, autor największej dokumentacji fotograficznej z getta warszawskiego. Bojm był właścicielem atelier Foto Forbert, przedwojennym reporterem. W getcie zrobił liczne fotografie na zlecenie np. Judenratu podlegającego Niemcom. Udało mu się pokazać szerszą perspektywę: dramat izolacji, dzieci na granicy śmierci głodowej, dosłownie albo symbolicznie uchwycił mury i żołnierzy. Nawet jeśli udało mu się zrobić zdjęcie w trakcie powstania, to nie mogło ono trafić do archiwum ukrytego przed zrywem. Bojm wiedział o powstaniu. Wiele lat później okazało się, że mógł uciec. Prawdopodobnie miał paszport paragwajski (znalazł się na tzw. liście Ładosia), ale jego żona nie. Zginęli, ukrywając się w bunkrze. W powstańczej walce zginął też ich syn Izrael.
Co uchwycił polski fotograf?