Jak działała grupa przestępcza "króla dopalaczy"?

Jan S. rozwinął największy interes dopalaczowy w Europie. Tylko jeden sklep zarobił w ponad rok blisko 17 mln zł. Planował ucieczkę na Dominikanę.

Aktualizacja: 09.01.2020 10:59 Publikacja: 08.01.2020 19:25

Jan S. (na zdjęciu zatrzymany przez policję) zamawiał w Chinach miesięcznie nawet 100 kg składników

Jan S. (na zdjęciu zatrzymany przez policję) zamawiał w Chinach miesięcznie nawet 100 kg składników do produkcji dopalaczy

Foto: materiały policji

Jan S., zatrzymany przez stołecznych policjantów w piątek pod Warszawą m.in. za zlecenie zabójstwa śledczych oraz ministra sprawiedliwości, stworzył największy na rynku dopalaczy w Polsce i Europie gang, który sprzedawał te środki klientom z całego świata – w tym z USA, Meksyku i Australii. Kulisy działania największej dopalaczowej grupy przestępczej Jana S. poznała „Rzeczpospolita" dzięki aktom oskarżenia przeciwko jego ludziom, jakie w końcu 2019 roku trafiły do sądów – w Warszawie, Katowicach i Tarnobrzegu. Skierowała je warszawska prokuratura, a objęły 72 osoby (9 chce poddać się karze).

Szef, czyli „Predator"

Zebrany przez prokuraturę, policjantów z komendy stołecznej i CBŚP materiał pokazuje, jak doskonale zorganizowany był interes Jana S. i jak wielkie przynosił zyski. Rozpracowanie grupy i udowodnienie, że sklepy łączy osoba Jana S., nie było łatwe. Powiązał je warszawski prokurator i stołeczni policjanci. Jak to wyglądało?

X

Dopalacze były sprowadzane przez legalnych pośredników z Chin do Holandii, a stamtąd w zbiorczych przesyłkach wysyłane do Polski. W Warszawie działały tzw. bazy, czyli centra magazynowania i paczkowania, gdzie porcjowano i pakowano towar do wysyłki (klientom dostarczały je firmy kurierskie). To m.in. w takich centrach, w wynajętych mieszkaniach policjanci CBŚP z kilku miast w kraju w 2018 r. i wiosną 2019 r. przejęli duże przesyłki z Holandii (ok. 90 kg gotowych do wysyłki środków i kolejne przesyłki – ok. 33 kg).

„Ośrodki kurierskie" były rozsiane po kraju i przez Jana S. izolowane, by trudno je było powiązać w jedną grupę przestępczą. Jednak warszawski prokurator ustalił, że jest jeden organizator dopalaczowego biznesu – Jan S., członkom jego grupy znany jako „Predator" lub „Predek". Jego „prawą ręką" i głównym po S. zarządzającym był Michał B. ps. Waldek – to on wydawał polecenia od „Szefa". Do pilnowania biznesu w kraju były wyznaczone konkretne osoby – np. w Katowicach m.in. Kuba S., w Tarnobrzegu zaś Grzegorz Sz. – wskazuje akt oskarżenia.

Do procederu zostali wciągnięci kuzyni Jana S. – dwaj bracia. Jeden, który porcjował i pakował dopalacze w lokalu w Warszawie, zarabiał 700–800 zł dziennie. Drugi kuzyn J. (dostawał 600 zł) miał za zadanie także wybierać z bankomatów gotówkę dla S. (kwoty sięgały od kilkunastu do 45 tys. zł). Dziennie obsługiwano od 130 do 170 zamówień, wysyłając przesyłki do klientów – zeznał jeden z kuzynów S.

Konta na Ukraińców

Rachunki bankowe obsługujące zamówienia sklepu internetowego, na które klienci przelewali należność za towar, były zakładane na podstawione osoby – w tym na przebywających w Polsce młodych Ukraińców (werbował ich też Ukrainiec, z zawodu rolnik). Początkowo były to konta w krajowych bankach, później, gdy Janowi S. i jego ludziom po piętach deptali śledczy – zakładane w Czechach (m.in. w Ostrawie), by polska prokuratura nie mogła ich zająć.

Pieniądze ze sprzedaży dopalaczy były inwestowane m.in. w luksusowe auta i kryptowaluty. Np. jedna ze spółek Jana S. kupiła bentleya continental wartego 260 tys. euro i lamborghini huracan za 319 tys. euro (jedno zajęli śledczy).

Od 2016 r. grupa Jana S. próbowała uruchomić własne laboratorium chemiczne w Holandii do produkcji dopalaczy – gromadzono sprzęt, odczynniki i chemikalia, nad czym czuwał Michał B., ps. Waldek. Z nim wiąże się pewien incydent: gdy w połowie 2018 r. na autostradzie A2 próbował zatrzymać go policjant, był tak zdesperowany, że chciał go rozjechać. To on wraz z Janem S. nabył udziały w czeskiej spółce, by inwestować i legalizować zyski z dopalaczy.

O skali biznesu „króla dopalaczy" mówią liczby – tylko jeden sklep internetowy do maja 2019 r. miał 16 tys. klientów, a jego przychód wyniósł 17 mln zł w ciągu 14 miesięcy.

Zmarli po dopalaczach

W sierpniu 2018 r. z inicjatywy ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry zaostrzono prawo wobec handlarzy dopalaczami – wpisano nowe substancje na listę zakazanych. To jednak nie powstrzymało Jana S. i jego ludzi – sklep dopalaczowy nie przestał działać nawet wtedy, gdy S. uciekł do Holandii i w listopadzie 2018 r. trafił do aresztu ekstradycyjnego w Amsterdamie (po kilku dniach wyszedł i zniknął).

Sprzedający nie informowali klientów, że skutki zażycia dopalaczy mogą być groźne dla życia i zdrowia. Co więcej, we wrześniu 2017 r. gang Jana S. zaczął sprzedawać środki o nazwie BUC-3 i BUC-8 zawierające m.in. fentanyl – po nich zmarło pięć osób.

We wrześniu 2017 r. śmiertelnie zatruł się 16-letni Filip z Warszawy – znaleziono u niego m.in. opakowanie po dopalaczach i rachunki zakupów (pieniądze wpłynęły na konta Ukraińców – figurantów). W listopadzie 2017 r. zmarł Damian w Biłgoraju i Artur w Radomiu, a dwie inne osoby (ze Świdnika i Strzelec Opolskich) groźnie się zatruły. W lutym 2018 r. w Rugby w Wielkiej Brytanii zmarli Mateusz i Krystian. Prokurator i policjanci znaleźli dowody, że wszyscy kupili dopalacze w sklepie internetowym Jana S.

Co ciekawe, księgowość tego sklepu była prowadzona wzorcowo. Także stąd wiadomo, że w ofercie było blisko 200 środków, że z Holandii w kilka miesięcy sprowadzono 800 kg dopalaczy, i że w maju 2017 r. Jan S. składał zapotrzebowanie z Chin na aż 100 kg prekursorów miesięcznie.

Zlecenie zabójstwa

Jan S. to syn adwokata, wpadł, gdy przyjechał do rodziny w Milanówku.

Po zaostrzeniu prawa S. postanowił – jak ustalili śledczy – zemścić się na ministrze za to, że „zepsuł mu interes", i na śledczych – miał wydać zlecenie ich zabójstwa. W środę w dolnośląskim wydziale Prokuratury Krajowej Jan S. usłyszał 12 zarzutów. W tym – właśnie podżegania do zabójstwa ministra Ziobry (dawał 100 tys. zł za jego zgładzenie), a także do podżegania do zabójstwa warszawskiego prokuratora i policjantów z Wydziału do Walki z Przestępczością Narkotykową Komendy Stołecznej Policji, którzy rozpracowywali jego gang.

Planował zabicie prokuratora przy użyciu broni palnej, substancji powodującej zawał serca i zapaść krążeniową albo zakażenie wirusem HIV. Nakłaniał ponadto do tworzenia fikcyjnych zdjęć i filmów, które miały służyć zdyskredytowaniu prokuratora.

Jan S., zatrzymany przez stołecznych policjantów w piątek pod Warszawą m.in. za zlecenie zabójstwa śledczych oraz ministra sprawiedliwości, stworzył największy na rynku dopalaczy w Polsce i Europie gang, który sprzedawał te środki klientom z całego świata – w tym z USA, Meksyku i Australii. Kulisy działania największej dopalaczowej grupy przestępczej Jana S. poznała „Rzeczpospolita" dzięki aktom oskarżenia przeciwko jego ludziom, jakie w końcu 2019 roku trafiły do sądów – w Warszawie, Katowicach i Tarnobrzegu. Skierowała je warszawska prokuratura, a objęły 72 osoby (9 chce poddać się karze).

Pozostało 90% artykułu
Przestępczość
„Czuję się jak bin Laden”. Mężczyzna chciał wysadzić giełdę papierów wartościowych
Przestępczość
Brazylia: Eksplozje przed Sądem Najwyższym. Zamachowiec próbował wejść do budynku
Przestępczość
Chiny: Masakra w Zhuhai. Kierowca wjechał w tłum ludzi, 35 osób nie żyje
Przestępczość
Atak na kibiców z Izraela w Amsterdamie. Premier Holandii przerażony antysemityzmem
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Przestępczość
Wielka akcja służb w Niemczech i w Polsce wymierzona w skrajnie prawicową grupę terrorystyczną