Jak relacjonuje "Gazeta Wrocławska", w październiku 2015 roku idącego Rynkiem Bartłomieja S. zaczepiła młoda kobieta. Zaprosiła go „na darmowy pokaz" do klubu „Princess". Po dwóch drinkach mężczyzna dziwnie się poczuł i niewiele pamięta co się działo dalej. A wtedy właśnie zaczął wydawać spore sumy. Kiedy doszedł do siebie okazało się, że z konta zniknęło 29 830 zł.
Bartłomiej S. zawiadomił policję, ale śledztwo umorzono, bo policja nie znalazła dowodów, by ktokolwiek dopuścił się oszustwa. Wtedy pan Bartłomiej – absolwent studiów prawniczych – postanowił wytoczyć proces cywilny.
- Będąc świadomym swoich czynów, Pan Bartłomiej nigdy nie zdecydowałby się na zakup alkoholu w nocnym klubie za tak znaczne kwoty, przeznaczając na to wszystkie swoje oszczędności - wskazano w pozwie. Jak dodano, żaden racjonalnie myślący człowiek, świadomy tego co robi, nie dokonywałby zakupu tych samych produktów w tak wysokich cenach - zwłaszcza, że z pewnością nie byłby w stanie ich skonsumować.
Sąd cywilny przyznał klientowi rację, że to co klub na nim zarobił to „bezpodstawne wzbogacenie". Wyrok jest już prawomocny.
Czytaj także: