O tym, że PiS rozumie wygrywanie na arenie międzynarodowej w nieco ekscentryczny sposób, można się było przekonać przy okazji gromkiego non possumus w wykonaniu Beaty Szydło, próbującej zablokować przedłużenie kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa RE. Weto Polski na nic się zdało, najbliżsi sojusznicy Warszawy pozostawili ją samą na placu boju, ale i tak na lotnisku były kwiaty dla premier i opowiadanie o historycznym zwycięstwie.
Czytaj więcej:
Nowelizacja ustawy o IPN: Wygrało umiarkowanie
Polska i Izrael mówią jednym głosem
Podobnie jest teraz – premier Mateusz Morawiecki, zmieniając ustawę o IPN pod wyraźnym naciskiem USA i Izraela – przekonuje, że to mimo wszystko sukces, bo jednak przez cztery miesiące ustawa obowiązywała w kształcie, jaki wbrew światu nadał jej PiS. I przez te cztery miesiące wszelkie problemy zostały w zasadzie rozwiązane. A prezydencki doradca prof. Andrzej Zybertowicz dodaje, że dzięki ustawie przeprowadziliśmy rozpoznanie bojem, dzięki czemu wiemy już, kto nasz przyjaciel, a kto wróg. Szkoda tylko, że jest to rozpoznanie bojem w stylu Armii Czerwonej, która sprawdzała czy po drugiej stronie rzeki stoją Niemcy, wysyłając tam dywizję piechoty. Jeśli dywizja nie wracała – Niemcy po drugiej stronie byli.