Rzeczpospolita: Jak Pan definiuje zmieniającą się sytuację społeczno-polityczna w trakcie pandemii koronawirusa? Co Polakom grozi, a co zmienia się w ich życiu?
Krzysztof Gawkowski, szef klubu Lewicy w Sejmie: Obecny kryzys uczy nas że zdrowie publiczne musi priorytetem o wiele ważniejszym niż zyski prywatne i interesy pracodawców. I uważam, że instytucje państwa sa bardzo ważne. Ludzie to zrozumieją. Bez odpowiedniej narracji o państwie, bez jego interwencjonizmu to państwo by sobie nie poradziło. Prywatna służba zdrowia by sobie nie poradziła. A PiS i PO od 15 lat uznawały za optymalne takie rozwiązania jak umowy śmieciowe czy samozatrudnienie. Z dnia na dzień ludzie na takich umowach zostali przez to bez środków do życia. I wszystkie te formy zatrudnienia okazały się protezami. A kryzys spowodował, że taka forma pracy okazała się karykaturą.
Rz: To PiS mówiło przez ostatnie lata, że państwo jest silne itd. Teraz też to mówi - pokazując np. działania państwowych firm itd.
PiS chciało silnego państwa w sferze autorytatywnej, administracji państwa. PiS zapomniało jednak, że rząd, gospodarka to jest pewna umowa społeczna. PiS opowiadał o silnym państwie rządzonym silna ręka, a Lewica - o silnym państwie siła swoich obywateli. I to jest różnica, która się uwidoczniła. Gdy popatrzymy sobie na rząd PiS, to ja nie twierdze, że on nie walczy z koronawirusem. Walczy. Tylko zamiast planu odmrożenia gospodarki bardziej przygotowuje plan przeprowadzenia wyborów. To pokazuje słabość państwa.
Rz: Wróćmy do państwa i jego instytucji. W kampanii PiS mówiło o polskim państwie dobrobytu, Lewica o nowoczesnym państwie dobrobytu. Co z ta dyskusja zrobił ten kryzys?