Julian Assange wchodził w poniedziałek rano do budynku sądu w centrum Londynu (Old Bailey) z duszą na ramieniu. Amerykanie stawiają mu 18 zarzutów na mocy pochodzącej jeszcze z 1917 r. ustawy o szpiegostwie, za które grozi 175 lat pozbawienia wolności.
Wiele wskazuje na to, że taki wyrok zostałby wykonany w więzieniu Supermax w Kolorado, który strażnicy nazywają „czymś gorszym niż śmierć". W warunkach całkowitej izolacji żyje tam wielu znanych kryminalistów, np. były szef meksykańskiej mafii narkotykowej Joaquin „El Chapo" Guzman czy szpiegujący przez ćwierć wieku dla Rosjan wysoki rangą pracownik FBI Robert P. Hanssen.
Testament
Sędzia Vanessa Baraitser napięcie utrzymywała do końca. Odrzuciła argumenty, że przekazanie Amerykanom Assange'a oznaczałoby koniec wolności prasy w Wielkiej Brytanii. Uznała też, że namawiając służącą w armii w Iraku Chelsea Manning do złamania szyfrów dostępu do poufnych dokumentów i przekazania ich do publikacji na WikiLeaks, oskarżony dalece wykroczył poza rolę dziennikarza.
Jednak zdaniem sędzi w USA Assange zostałby potraktowany w sposób „opresyjny". Wysokie byłoby w szczególności ryzyko, że popełniłby w więzieniu samobójstwo, idąc w ślady babci i wujka. W celi więzienia Belmarsh pod Londynem, gdzie Australijczyk oczekiwał na wyrok, znaleziono żyletkę. Sporządził tam też testament i wielokrotnie mówił strażnikom, że chce ze sobą skończyć. Lekarze rozpoznali u niego ciężką depresję.
To jednak nie koniec trwającej od ośmiu lat walki Assange'a o wyjście na wolność. Amerykański rząd zapowiedział już, że odwoła się od decyzji Baraitser, na co ma 14 dni. Bez tego twórca WikiLeaks mógłby wyjść na wolność. Oskarżenia Szwecji, że dopuścił się gwałtu, przedawniły się, odsłużył też wyrok za złamanie warunków poręczenia, na mocy których brytyjskie władze zgodziły się, aby odpowiadał na oskarżenia Sztokholmu z wolnej stopy. W 2012 r. Assange schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, skąd został wydany Brytyjczykom dopiero w kwietniu 2019 r., po zmianie władzy w Quito.