W wyniku operacji ukraińskich służb w lipcu ub.r. ponad 30-osobowa grupa rosyjskich najemników otrzymała fikcyjne zlecenie przy ochronie rafinerii w Wenezueli. Mieli lecieć przez Mińsk do Stambułu, a stamtąd do Caracas. Nie podejrzewali, że samolot, zgodnie z planem Ukraińców, miał awaryjnie lądować w Kijowie.
W ten sposób kilkadziesiąt osób, odpowiedzialnych m.in. za zbrodnie w Donbasie i zestrzelenie w 2014 roku malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH17, mogło stanąć nie tylko przed ukraińskich sądem, ale też międzynarodowym trybunałem w Hadze.
Kto zawinił w Kijowie?
Zostali jednak zatrzymani przez służby białoruskie i przekazani Rosjanom. Szczegóły tej tajemniczej operacji już niebawem ma ujawnić Bellingcat. Międzynarodowa grupa zrzeszająca dziennikarzy śledczych w ciągu najbliższych tygodni przedstawi film dokumentalny, który może wywołać prawdziwe trzęsienie ziemi nad Dnieprem.
O przygotowywanym śledztwie czołowy dziennikarz Bellingcat Christo Grozew (pochodzi z Bułgarii) mówił jeszcze w grudniu w wywiadzie dla ukraińskiego portalu gordonua.com. Opowiedział wtedy o „genialnej" operacji ukraińskich służb, którym udało się omotać nie tylko GRU, ale też Federalną Służbę Bezpieczeństwa Rosji, i zwabić wagnerowców na teren Białorusi.
Ale, jak stwierdził, w ostatnim momencie, tuż przed wylotem najemników z Mińska do Stambułu, w biurze prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego zapadła decyzja, by zawiesić operację na kilka dni, a to z kolei doprowadziło do niepowodzenia całego przedsięwzięcia. Sugerował też, że z ukraińskimi służbami współpracowały wtedy Stany Zjednoczone, Izrael i Turcja. Grozew był współautorem kilku głośnych śledztw Bellingcat, m.in. o zestrzeleniu przez Rosjan malezyjskiego samolotu, tropił trucicieli Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii, a niedawno wraz z Aleksiejem Nawalnym zdemaskował funkcjonariuszy FSB, którzy otruli rosyjskiego opozycjonistę, był też współtwórcą filmu o pałacu Putina nad Morzem Czarnym.