Postanowiliśmy z ciężkim sercem rozwiązać wspólnotę wartości reprezentowaną przez Skrzydło (Flügel). Czynimy to zgodnie z decyzją zarządu federalnego – brzmiało oświadczenie Björna Höckego, przywódcy skrajnie prawicowego nieformalnego stowarzyszenia działającego w AfD. Wprawdzie zarząd partii dał Skrzydłu czas na samorozwiązanie się do końca kwietnia, ale oświadczenie Höckego pojawiło się na jego Facebooku już w sobotę, po czym znikło.
– Decyzja zarządu AfD nie ma jak na razie żadnego praktycznego znaczenia. Nikt ze Skrzydła nie wystąpił z partii, nadal ma swoją stronę oraz logo – brzmiał komentarz publicznej telewizji ARD.
AfD jest największą partią opozycji i jej rozpad musiałby prowadzić do przetasowań na scenie politycznej. Na razie trwa w partii walka wewnętrzna. Po jednej stronie są umiarkowani prawicowcy reprezentowani głównie przez liderów z Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW), z drugiej – działacze Skrzydła, określanego w niemieckich mediach mianem faszystowskiego czy neonazistowskiego.
Jego liderzy – Björn Höcke, szef AfD w Turyngii, oraz Andreas Kalbitz, pełniący tę funkcję w Brandenburgii – są od niedawna pod obserwacją Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiadu. Ten fakt wykorzystali do ataku ich przeciwnicy. Zarząd federalny przyjął w piątek w czasie telekonferencji, przy jednym głosie sprzeciwu, uchwałę domagającą się likwidacji Skrzydła.
– Skończy się mówienie w mediach, że AfD to ugrupowanie neonazistowskie – mówił Frank Christian Hansel, działacz partii z Berlina, zaniepokojony tym, że 37 proc. Niemców deklaruje, iż w żadnych okolicznościach nie będzie głosować na AfD.