Nikol Paszynian wygrał przedterminowe niedzielne wybory parlamentarne. Z poniedziałkowych danych Centralnej Komisji Wyborczej wynikało, że jego ugrupowanie Umowa Społeczna zdobyło 53,9 proc. głosów.
Główny konkurent – blok Armenia na czele z Robertem Koczarianem (prezydentem w latach 1998–2008) – uzyskał nieco ponad 21 proc. głosów. Koczarian podważa wyniki wyborów i zamierza walczyć w Sądzie Konstytucyjnym. Jednak misja obserwatorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) podczas poniedziałkowej konferencji prasowej przyznała, że naruszenia były, ale „nie będą miały wpływu na ostateczny wynik wyborów".
Na trzecim miejscu znalazł się blok Mam Honor, jednym z liderów jest były prezydent Serż Sarkisjan. Ugrupowanie zdobyło 5,2 proc. głosów i nie przekroczyło wymaganego dla koalicji 7-procentowego progu wyborczego (dla partii wynosi on 5 procent). Ale zgodnie z lokalnym prawem w parlamencie muszą być co najmniej trzy ugrupowania, jeżeli próg przekraczają dwa, to dołącza do nich jedna z tych, co nie przekroczyły progu, mająca najlepszy wynik. Mam Honor znajdzie się w parlamencie z sześcioma mandatami (na 101).
Sarkisjan rządził przez dziesięć lat, a gdy w 2018 roku zmienił prawo i zmarginalizował funkcję prezydenta, chciał zająć fotel premiera. Został obalony przez Paszyniana (wtedy opozycyjnego polityka), którego zwolennicy blokowali koleje i główne drogi.
– Przez te trzy lata naród Armenii dokonał drugiej rewolucji. Tym razem „stalowej", zamiast „aksamitnej" – przemawiał Paszynian. Będzie miał 72 mandaty, czyli większość konstytucyjną. Zwycięstwo Paszyniana nie było jednak oczywiste. Od miesięcy kraj przeżywał poważny kryzys polityczny.