Czy najbliższe trzy lata do wyborów parlamentarnych będą czasem spokoju i stabilizacji w obozie Zjednoczonej Prawicy? Ostatnie dni pokazały, jak napięta jest sytuacja. Wszystko przez dyskusję o unijnym budżecie, która miała też swój wewnętrzny kontekst. Ziobryści jednoznacznie deklarowali, że premier Morawiecki nie może przyjąć żadnego powiązania praworządności z funduszami unijnymi. W tle jest nie tylko próba zwiększenia swojej politycznej siły na krótką metę, ale też budowanie pozycji na dalszą przyszłość.
Kwestia praworządności
Sprawa powiązania praworządności z dystrybucją unijnych funduszy okazała się jedną z pierwszych, w której po wyborach było widać zderzenie w ramach Zjednoczonej Prawicy. Na prowadzącego negocjacje premiera Morawieckiego naciskał publicznie Zbigniew Ziobro i jego współpracownicy. Ich zdaniem powiązanie praworządności z funduszami byłoby nie do przyjęcia i wtedy potrzebne byłoby weto.
Jeden z polityków Solidarnej Polski poseł Janusz Kowalski napisał nawet na Twitterze w tym kontekście: „weto albo śmierć". Jak jednak mówią nam rozmówcy z KPRM, nigdy w mandacie negocjacyjnym nie było zgody na wiązanie praworządności z funduszami, a wiedząc to, Solidarna Polska chciała tylko zdobyć kilka politycznych punktów w kraju, twierdząc, że ich naciski spowodowały twarde stanowisko. I rzeczywiście – prawicowe media pełne są zapewnień ziobrystów, że to ich zasługa.
Wyniki szczytu skrytykowała opozycja. Rafał Trzaskowski zwrócił uwagę na kwestię praworządności. – Wymogi zostały złagodzone w stosunku do pierwotnej propozycji, ale są. Wbrew triumfalnym deklaracjom premiera i innych przedstawicieli rządu. Czy to jest powód do zadowolenia? – stwierdził we wtorek. Skrytykował też zmniejszenie środków na transformację energetyczną.
Inaczej do rezultatów rozmów odnosili się politycy Konfederacji. – Rząd powinien takie konkluzje zawetować. Polski rząd zgodził się na powstanie mechanizmu oceny praworządności, który nie jest ani Polsce, ani krajom UE do niczego potrzebny – stwierdził Krzysztof Bosak.