Demokracja w Polsce jest stabilna, choć daleka od perfekcji. Polacy zbyt kochają wolność, by komukolwiek pozwolili sobie narzucić system autorytarny. Także w relacjach polsko-niemieckich nie dzieje się nic dramatycznego. Żadne znaczące ugrupowanie polityczne w Polsce nie mówi o wyjściu z Unii Europejskiej, nie szaleje u nas nacjonalizm, ksenofobia, populizm, nie zaprowadzono cenzury, nie zawieszono konstytucji...
Kompromitujące publikacje
Nie dzieje się zatem nic, co usprawiedliwiałoby falę histerii, która znowu przetacza się przez media zachodnie, szczególnie niemieckie. Znowu – bo to przecież tylko powtórka z lat 2005–2007. Wtedy Europę straszono m.in. Romanem Giertychem, jako faszystą i antysemitą, osobistym wrogiem Gombrowicza i Kafki. Szkoda, że nikt dziś w mediach zachodnich nie pisze, jak dalej potoczyły się losy tego polityka, kim są dziś jego przyjaciele i z jakiej listy kandydował w ostatnich wyborach. I w ogóle – gdyby więcej było rzetelnej analizy, mniej zacietrzewienia i podgrzewania atmosfery, uniknęlibyśmy takich kompromitujących publikacji, jak niedawny artykuł w „Berliner Zeitung", w którym autor wysnuł śmiałą tezę, że PiS jest groźniejszy dla Europy niż Państwo Islamskie.
Ci, którzy naprawdę znają polską rzeczywistość polityczną, wiedzą, że zasada „winner takes all" (zwycięzca bierze wszystko) – a w każdym razie tyle, ile zdoła – przyjęła się, niestety, w polskiej polityce. Poprzednia koalicja PO–PSL wzięła wszystko – wszystkie instytucje państwowe i publiczne, samorządowe, oczyściła media publiczne z dziennikarzy o odmiennych poglądach, zmarginalizowała opozycję w parlamencie i rządziła praktycznie poza kontrolą społeczną i medialną.
Na koniec – po traumie przegranych wyborów prezydenckich – postanowiła zapewnić sobie całkowity monopol w Trybunale Konstytucyjnym, dokonując przy naruszeniu konstytucji wyboru pięciu sędziów na parę miesięcy przed upływem ich kadencji. Na 15 sędziów wszyscy mieli pochodzić z jej nadania. O żadnej dziewiczej ponadpolityczności tego szacownego gremium nie może być mowy. Nawet po obecnych zmianach – po rzekomym zamachu na demokrację – nadal układ sił między liberalnymi a konserwatywnymi sędziami wynosiłby 10 do 5.
Tak więc słusznie zauważyła „Neue Züricher Zeitung", że dzisiejsza liberalna opozycja zbiera to, co wcześniej zasiała w polskiej polityce. Dalsze zmiany personalne, przywracające konieczny pluralizm i różnorodność poglądów, będą następowały, także w mediach publicznych. Ale to jest sprawa Polaków i między Polakami. Ostatecznie my też nie ingerujemy np. w skład ZDF-Fernsehenrat czy niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego – i prosilibyśmy o to samo.