W sierpniu 2020 r. na Białorusi wybuchły protesty po tym, jak Aleksander Łukaszenko sfałszował wybory prezydenckie i zmusił do opuszczenia kraju swoją główną rywalkę Swiatłanę Cichanouską (wyjechała na Litwę). Wówczas przeciwnicy dyktatora w Mińsku powołali Radę Koordynacyjną (RK), która miała być alternatywnym ośrodkiem władzy. Istniała niedługo. Jednym członkom rady (tak jak noblistce Swiatłanie Aleksijewicz czy byłemu ministrowi kultury Pawłowi Łatuszce) udało się uciec za granicę, inni zostali skazani na wiele lat łagrów (m.in. Maria Kalesnikawa, Maksim Znak). Po niespełna czterech latach od tamtych wydarzeń białoruskie ośrodki emigracyjne postanowiły przeprowadzić wybory do RK, która miałaby być czymś w rodzaju parlamentu na uchodźstwie. Trzydniowe elektroniczne głosowanie ruszyło w sobotę.
Test dla białoruskiej opozycji
– To w pewnym sensie eksperyment polityczny, którego Białoruś nigdy wcześniej nie doświadczyła. Te wybory są wielkim testem całej społeczności demokratycznej. Musimy zobaczyć, jaką obecnie mamy siłę i ilu nas jest – mówi „Rzeczpospolitej” Andrej Jahorau, który mieszka w Warszawie i w ostatnich latach był spikerem Rady Koordynacyjnej. Jego nazwisko widnieje na jednej z 11 list wyborczych. Opozycja białoruska za granicą utworzyła nawet swoją własną CKW, która sprawdzała każdego z 234 kandydatów pod względem formalnym (m.in. weryfikowano ewentualne związki poszczególnych kandydatów z reżimem).
Czytaj więcej
Zbiegłego na Białoruś byłego polskiego sędziego reżim wyciąga na sztandary antypolskiej propagandy. Wygląda na to, że dyktator na własne życzenie odcina się od świata i powierza kraj Rosji.
Nie obeszło się bez kontrowersji. Były oficer MSW Białorusi Aleksander Azarow, który dołączył w 2020 r. do opozycji i w Warszawie prowadzi organizację BYPOL (zrzeszającą zbuntowanych funkcjonariuszy służb Łukaszenki), użył tzw. Planu Pieramoha (plan zwycięstwa) w komunikatorze Telegram do własnej agitacji wyborczej. Komunikator ten miał być użyty wyłącznie podczas ewentualnej rewolucji na Białorusi i każda z tysięcy zarejestrowanych tam osób (na których od lat polują służby dyktatora) miała otrzymać odpowiednie instrukcje. W konsekwencji wszystkich kandydatów z jego listy Prawo i Praworządność zdjęto z wyborów. Na liście tej była m.in. lekkoatletka Kryścina Cimanouska, która uciekła z olimpiady w Tokio w 2021 r. i od ponad dwóch lat występuje w polskich barwach (otrzymała polskie obywatelstwo).
Rewizje i przesłuchania na Białorusi
Czy wybrana poza granicami kraju RK będzie miała jakiekolwiek znaczenie dla ponad ośmiu milionów Białorusinów, którzy mieszkają po drugiej stronie żelaznej kurtyny? Paweł Łatuszka, który w tych wyborach wystawił największą ponad 40-osobową reprezentację, uważa, że tak. – Rada Koordynacyjna powinna dbać o interesy Białorusinów. Chociażby jeżeli chodzi o problem wydawania wiz i funkcjonowania przejść granicznych. Pierwszą rezolucją, która KR przyjmie po wyborach, będzie rezolucja z prośbą do wszystkich państw UE, a zwłaszcza graniczących z Białorusią, o niezamykanie przejść granicznych. Wnioskujemy też o zwiększenie ilości wydawania wiz, zwiększenie możliwości staży i programów edukacyjnych dla Białorusinów, wsparcie dla niezależnych mediów białoruskich – mówi „Rzeczpospolitej” Łatuszka. – Nie chcemy, by Białoruś pozostała Koreą Północną w centrum Europy sterowaną przez Rosję – mówi. Do RK startuje również jego córka Jana Łatuszka, w Mińsku służby dyktatora odebrały jej mieszkanie, które otrzymała od swojej babci. W ostatnich dniach KGB nałożyło areszt na dziesiątki mieszkań należących do osób kandydujących do Rady Koordynacyjnej, przeprowadzają rewizje, przesłuchują rodziców i to wszystko pokazują w propagandowych mediach Łukaszenki. Wszystkie listy wyborcze uznano za „formacje ekstremistyczne”, za jakikolwiek związek z KR na Białorusi można trafić za kraty. – Tylko z mojej listy u 11 osób zarekwirowano mieszkania. To pokazuje, że dyktator już nas uznał – dodaje Łatuszka.