O toczących się w Kairze negocjacjach na temat zawieszenia broni w Strefie Gazy napływają sprzeczne informacje. Raz wydaje się, że porozumienie między Izraelem i Hamasem zostanie zaraz osiągnięte, raz, że rozbieżność zdań jest nie do pogodzenia.
Tak jest od wielu miesięcy. Od początku wojny wywołanej 7 października wielkim atakiem terrorystycznym Hamasu na Izrael rozejm udało się osiągnąć raz, trwał od 24 do 30 listopada. Hamas uwolnił 105 zakładników (w tym 24 bez izraelskiego paszportu), a Izrael 240 palestyńskich więźniów.
Czytaj więcej
Co najmniej trzech Palestyńczyków zabiły siły izraelskie podczas nocnego nalotu na wioskę w pobliżu miasta Tulkarm na okupowanym Zachodnim Brzegu.
Czy będzie rozejm w Strefie Gazy?
– Wydaje się, że jesteśmy bliżej porozumienia. Problem polega na znalezieniu odpowiednich słów, satysfakcjonujących obie strony. Izrael chce, by było jasne, że może wrócić do wojny, i jeżeli to będzie potrzebne, zaatakować Rafah [miasto na południowym krańcu Strefy, gdzie schroniła się połowa gazańskich Palestyńczyków – red.]. A Hamas chce, by rozejm trwał wiecznie. To kwadratura koła – mówi „Rzeczpospolitej” Josi Melman, izraelski publicysta od spraw bezpieczeństwa, współautor wydanej też w Polsce książki „A każdy szpieg to książę”.
Jak miałby wyglądać rozejm i jaka byłaby zasada wymiany zakładników na więźniów? Tym razem mówi się nie o kilku dniach zawieszenia broni, jak w listopadzie, lecz kilku tygodniach (40–42 dni). I to na początek, bo w razie dochowania warunków tego rozejmu byłyby kolejne – w sumie dwa.