Premier Armenii Nikol Paszynian udał się we wtorek do prowincji Tawusz w północno-wschodniej części kraju. Spotkał się tam z mieszkańcami kilku wiosek i próbował ich przekonać do demarkacji i delimitacji leżącej tuż obok granicy z Azerbejdżanem.
Sugerował, że władze w Erywaniu nie mają wyjścia. W przeciwnym razie, jak stwierdził, jeszcze pod koniec tego tygodnia mogłaby „wybuchnąć wojna”. – I wiem, co będzie na końcu tej wojny. Potem spotkamy się gdzieś na placu Republiki (w Erywaniu – red.), powiecie do mnie: Dobrze, jesteśmy zwykłymi mieszkańcami wiosek i nie miesiliśmy informacji, a przecież o wszystkim wiedzieliście – mówił na spotkaniu Paszynian cytowany przez ormiańskie media.
Erywań nie chce wojny z Azerbejdżanem
Przekonywał, że chce nie dopuścić do nowej wojny z Azerbejdżanem. Lista żądań władz w Baku jest długa. Ostatnio wydały oświadczenie, w którym domagały się niezwłocznego „zwrotu” czterech miejscowości leżących przy niewyznaczonej granicy państw, które Azerbejdżan uznaje za okupowane. Poza tym domaga się zwrotu kolejnych czterech swoich eksklaw znajdujących się na terenie Armenii. W Erywaniu z kolei twierdzą, że Azerbejdżan „okupuje” 31 armeńskich wiosek, ale w Baku temu zaprzeczają.