Panie marszałku, jak pan chce odnowić oblicze Sejmu?
Rozmową, cierpliwością i uprzejmością. Nie mówię, że obca jest mi czasem złośliwość czy gry retoryczne – one są też wpisane w parlamentaryzm – ale bardzo bym chciał obniżyć choć trochę poziom sejmowych emocji i zobaczyć, czy to coś zmieni. Z pewnością – bardziej nie eskalować. Eskalacja byłaby bardzo niebezpieczna. Pogłębiające się podziały, słabość wewnętrzna przyciągają zewnętrzną agresję. Pokazał to przykład Izraela i Strefy Gazy, jest wiele innych przykładów z historii świata. To zupełnie naturalne, że będziemy się różnić, rozliczać, spierać, kłócić, ale nie możemy się pozabijać albo otworzyć drzwi tym, którzy chcieliby to zrobić. Mówiłem o tym w pierwszym wystąpieniu: chciałbym, żeby Sejm nie był sceną dla pogardy, pozostając sceną dla sporów. Rozmawiamy często z nowymi posłami i wielu z nich ma poczucie, zwłaszcza po pierwszych dwóch–trzech dniach posiedzeń, że to nie jest ten spektakl, który sobie wyobrażali. Jeśli przez cztery lata nic się w tym obszarze nie zmieni, to poniesiemy porażkę, niezależnie od tego, ile ustaw uchwalimy.
Jakie zmiany chce pan wprowadzić przez najbliższe dwa lata piastowania urzędu? Jak zostanie zmieniony regulamin?
Zacząłem od zmiany sposobu prowadzenia obrad. Potrzeba innego stylu niż ten, który był na tej sali w ciągu ostatnich ośmiu lat. Wraz z wicemarszałkami będziemy próbowali oczywiście, o ile posłowie pozwolą, raczej tonować niż zaostrzać debatę. Regulamin Sejmu zaś trzeba po prostu stosować. Jest w nim całkiem sporo metod dyscyplinowania izby, której celem nie jest przecież wyłącznie „wygadanie się” posłów, lecz podejmowanie decyzji, konkludowanie, tego oczekują ludzie. Po tych trzech tygodniach z obradami co tydzień mam oczywiście pierwsze praktyczne wnioski, ale muszę dobrze przemyśleć, czy stawiając je, nie okażę się nadmiernym idealistą. Przykład. Na początku każdego dnia obrad posłowie zgłaszają masowo tzw. wnioski formalne, które oczywiście nie są żadnymi „wnioskami formalnymi”, lecz oświadczeniami w imieniu klubów w tematach bieżących i okazją do ostrej minidebaty. Zastanawiałem się, czy nie lepiej dać po prostu klubom i kołu codziennie więcej czasu na regularne oświadczenia w sprawach bieżących, tak żeby każdy mógł powiedzieć, co klubowi leży na wątrobie, i nie stawać na rzęsach, udając, że składa formalny wniosek. Doświadczeni posłowie i pracownicy Kancelarii Sejmu zwracają mi jednak uwagę, że może się to skończyć tym, że i tak będzie na koniec i jedno, i drugie, posłowie wygłoszą oświadczenia, a później będą i tak zgłaszać te niby-wnioski. Zobaczymy.
Czytaj więcej
"Jak ocenia Pani/Pan sposób w jaki Szymon Hołownia prowadzi obrady Sejmu?" - takie pytanie zadaliśmy uczestnikom sondażu SW Research dla rp.pl.
A poza tym przewietrzamy Sejm. Zniknęły barierki, szykujemy panel obywatelski i większe otwarcie Sejmu na wysłuchania publiczne, wpuściliśmy dziennikarzy tam, gdzie nie mogli chodzić…
Nie wpuściliście, tylko przywróciliście wcześniejsze miejsca pracy dziennikarzy w Sejmie.
Więc wpuściliśmy, bo nie byli wpuszczani tam przez poprzednią władzę. Było w tym coś agresywnego, a agresja jest oznaką lęku. My się dziennikarzy nie boimy. To, że ludzie się Sejmem interesują, oglądają posiedzenia, to dobry prognostyk, bo on – mam nadzieję – wymusi, zwrotnie, inne zachowanie na posłach. W ogóle chciałbym, żeby Sejm odchodził od wizerunku pełnej agresji, smutnej fabryki wrzucanych naprędce ustaw, żeby zaczął być bardziej ludzkim miejscem. Poleciłem już szefowi Kancelarii, żeby rozesłał do klubów parlamentarnych pytanie, ile posłanek, ilu posłów byłoby zainteresowanych tym, żebyśmy organizowali w Sejmie dzienne przedszkole i żłobek w dniach posiedzeń i ewentualnie w dniach poprzedzających, gdy pracują komisje. W trosce o pracowników Sejmu chcemy ograniczyć nocne obrady, żebyśmy wszyscy mogli mieć poczucie, że to jest normalna robota, a nie nieustanna walka na barykadach. Nie wierzę jednak, że to się wydarzy od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mam czarodziejskiej różdżki. Stawiam na ewolucję.