Nie ma kraju na świecie, który od czterech lat rozwijałby się w takim tempie jak Gujana: jedyny kraj Ameryki Południowej, w którym mówi się po angielsku. To wynik nowych koncesji na wydobycie ropy i gazu, jakie władze w Georgetown zawarły z międzynarodowymi koncernami naftowymi jak amerykański Exxon czy francuski Total.
Jednak reżim Nicolasa Maduro uważa to za prowokację. Jego zdaniem bonanza odbywa się na terytorium, które powinno należeć do Wenezueli. Chodzi o region zwany Essequibo o powierzchni 160 tys. km kw., co stanowi 2/3 terytorium Gujany.
Nacjonalistyczna gorączka
Rzeka o tej samej nazwie wyznaczała wschodnią granicę Wenezueli, gdy była ona częścią hiszpańskiego imperium kolonialnego. W 1841 roku, a więc już po uzyskaniu niepodległości przez Caracas, terytorium przejęli Brytyjczycy i uzyskali potwierdzenie takiego podziału przez sąd arbitrażowy w 1899 roku. Takie też granice zachowała Gujana w chwili ogłoszenia niepodległości w 1966 roku.
Wenezuela nigdy nie pogodziła się z tym, ale do minionej niedzieli władze nie podejmowały żadnych kroków, które miałyby naprawić to, co postrzegały jako „krzywdę”. Pierwszym z nich było dopiero referendum, w którym jedno z pięciu pytań dotyczyło aneksji spornego terytorium.