Wydatki na organizację i przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum pokrywane są z rezerwy celowej budżetu państwa. To jednak tylko środki na pokrycie kosztów m.in. Krajowego Biura Wyborczego, komisarzy wyborczych i ich obsługi – bez wydatków na kampanię referendalną. Rząd nadal nie ma szacunków, ile wyda na referendum 15 października. „Organizacja referendum to dłuższy proces. (...) Na ten moment nie znamy jeszcze szczegółów w sprawie kosztów” – odpowiada nam Centrum Informacyjne Rządu.
Ostatnie referendum w 2015 r., które wtedy zarządził prezydent Bronisław Komorowski, kosztowało nas 71 575 097 zł, z czego najwięcej – ponad 31 mln zł – stanowiły diety członków komisji – wynika z danych Krajowego Biura Wyborczego. Teraz ten koszt w dużej mierze przejmą wybory. Jak uzasadniał premier Mateusz Morawiecki we wniosku o zarządzenie referendum w dniu wyborów do Sejmu i Senatu: „pozwoli na minimalizację kosztów i zwiększy frekwencję w referendum” (osiem lat temu frekwencja wyniosła zaledwie 7,8 proc.). Teraz oba głosowania – w wyborach oraz w referendum – odbywać się będą w tych samych obwodach, przy jednej komisji wyborczej i użyciu jednej urny. Dodatkowym kosztem w referendum będzie więc druk kart do głosowania z czterema pytaniami, które ułożył PiS, ale również, najprawdopodobniej, większa dieta ok. 30 tys. członków komisji. Prawdziwy problem jednak leży gdzie indziej.
Referendum i wybory. Dwa w jednym
– Na pewno połączenie tych dwóch głosowań ma uzasadnienie ekonomiczne. Ryzykiem, które widzę, jest nałożenie się dwóch kampanii: referendalnej i wyborczej, a więc dwóch wykluczających się systemów finansowania. Nie do rozróżnienia będzie, czy kandydat danej partii prowadzi kampanię swoją, czy też referendalną – mówi nam Wojciech Hermeliński, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. Nakładać się będą również na siebie bezpłatne audycje wyborcze i referendalne w TVP (łączny czas to 25 godzin) i w Polskim Radio (45 godzin).
Czytaj więcej
To głosowanie może być niekonstytucyjne – uważa Wojciech Hermeliński, były sędzia TK i przewodniczący PKW.
Zarzut nielimitowanego finansowania od początku podnosi opozycja. – To nie będzie żadne referendum, tylko ominięcie przepisów o finansowaniu kampanii – mówił szef klubu KO Borys Budka podczas debaty w Sejmie nad projektem uchwały o referendum, które opozycja przegrała. Wiceprzewodniczący klubu Lewicy Tomasz Trela nazywa referendum „aktem kombinowania”. – Billboardy, plakaty, bannery, spoty reklamowe – to wszystko będzie realizowane za publiczne pieniądze bez limitu, bo przecież Jarosław Kaczyński będzie jeździł po kraju i mówił: ja tu przyjechałem jako wiceprezes Rady Ministrów, po to, żeby namawiać was do tego, żebyście wzięli udział w referendum – mówi Trela.