W piątek Sejm uchwalił prezydencką nowelizację ustawy dającej podstawę do stworzenia komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski.
Lex Tusk: Opozycja odrzuca ustawę
Ustawę tę potocznie nazywa się "lex Tusk" ponieważ jej przeciwnicy sugerują, że jej głównym celem jest rzucenie na Donalda Tuska podejrzeń o to, że jego rząd znajdował się pod rosyjskim wpływem. W czasach, gdy Donald Tusk był premierem Zachód realizował politykę tzw. resetu z Rosją, od której zaczął odchodzić po nielegalnej aneksji Krymu.
Czytaj więcej
Donald Tusk z Władimirem Putinem na sopockim molo we wrześniu 2009 r. to dziś często emitowany obrazek w rządowych mediach. Ale polski premier był wtedy bardziej sceptyczny wobec Kremla niż Barack Obama i niemal cała wolna Europa. A inicjując równocześnie Partnerstwo Wschodnie, próbował wyrwać Ukrainę spod wpływów Moskwy.
Ustawa w pierwotnym kształcie dawała komisji możliwość nakładania sankcji na osoby które, według orzeczenia komisji, znajdowały się pod wpływem Rosji. Sankcje te - w postaci tzw. środków zaradczych - obejmowały przede wszystkim zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi nawet na 10 lat oraz odebranie prawa dostępu do informacji niejawnych na 10 lat.
Środki zaradcze usuwa nowelizacja ustawy, którą złożył prezydent cztery dni po tym, gdy ustawę podpisał i skierował ją - w ramach kontroli następczej - do Trybunału Konstytucyjnego. TK jak dotąd nie rozpatrzył wniosku prezydenta.