Macron upokarza Kreml. Europa nie uznaje strefy wpływów Rosji

Przywódcy 47 państw Europy pokazali w Kiszyniowie Rosji, że nie uznają jej strefy wpływów. Wcześniej Francja dokonała zwrotu polityki wobec Moskwy.

Publikacja: 02.06.2023 03:00

Na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej pojawił się Wołodymyr Zełenski

Na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej pojawił się Wołodymyr Zełenski

Foto: LUDOVIC MARIN/AFP

Niepodległa od 32 lat Mołdawia nie była jeszcze świadkiem tak wielkiego wydarzenia. Na jego miejsce prozachodnia prezydent Maia Sandu wybrała zamek Mimi, ledwie 8 kilometrów od Naddniestrza, terytorium okupowanego przez rosyjskich żołnierzy. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto mołdawską przestrzeń powietrzną, a natowskie samoloty zwiadowcze AWACS patrolowały niebo. Na wszelki wypadek większość przywódców postanowiła pojawić się tu tylko na kilka godzin, bez nocowania.

Erdogan się nie pojawił

Ale to wystarczyło, aby pokazać głęboki zwrot w polityce Zachodu wobec Kremla, w szczególności Francji. Szczyt odbył się w ramach Europejskiej Wspólnoty Politycznej (EWP), formatu powołanego w ubiegłym roku z inicjatywy Paryża w trakcie francuskiego przewodnictwa w Unii. Zostały do niego zaproszone wszystkie kraje Europy poza Rosją i Białorusią: sygnał kontynentalnej solidarności przeciw rosyjskiemu agresorowi. Po Pradze szczyt w Kiszyniowie jest drugim takim spotkaniem tej inicjatywy. Pomocy w jego organizacji przez 2,5-milionową Mołdawię udzieliła Francja. Chodziło o pokazanie, że dla Paryża – i szerzej całej Europy – nie ma już czegoś takiego, jak rosyjska strefa wpływu.

Czytaj więcej

Macron: Powinniśmy byli słuchać ostrzeżeń Europy Wschodniej

Bo też prezydent Sandu chce wykorzystać szczyt dla silniejszego zakotwiczenie swojego kraju z Zachodem. Mołdawia w czerwcu ub.r. uzyskała (razem z Ukrainą) status kraju kandydackiego do UE. Teraz Mołdawianie chcą, aby do końca tego roku rozpoczęły się rokowania akcesyjne.

Innym sygnałem, że Kreml traci kontrolę nad dawnymi republikami radzieckimi, jest spotkanie, jakie zaaranżowano w zamku Mimi między skonfliktowanymi przywódcami Azerbejdżanu i Armenii. Wzięli w nim udział przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, prezydent Macron oraz kanclerz Olaf Scholz. Na szczycie osobiście zjawił się też Wołodymyr Zełenski, choć w ostatniej chwili z udziału w nim zrezygnował Recep Erdogan. Turek pozostał wierny swojej podwójnej grze – z Waszyngtonem i Moskwą.

Do Mołdawii Macron przyleciał z Bratysławy, gdzie na forum poświęconemu więzom transatlantyckim GLOBSEC wygłosił fundamentalne przemówienie, w którym ogłosił radykalną zmianę francuskiej strategii wobec Rosji. Jeszcze parę miesięcy temu deklaracje prezydenta o tym, że „nie wolno upokarzać Rosji”, wywołały u wielu oburzenie.

Teraz Francuz zapowiedział, że „Rosja musi przegrać”, a przyszła architektura bezpieczeństwa Europy musi się opierać nie na włączeniu do niej Moskwy, tylko wspieraniu Ukrainy. Rzecz rzadka, Macron przyznał, że zachodnia Europa popełniła błąd, nie słuchając ostrzeżeń Europy Wschodniej przed rosyjskim imperializmem. Z tego powodu – uznał Francuz – nie udało się zbudować wspólnego frontu Unii, który być może by zapobiegł rosyjskiej inwazji. Częścią tego błędu było także nadmierne uzależnienie od importu rosyjskich nośników energii – jasna aluzja ze strony Macrona do polityki prowadzonej przez lata przez Niemcy.

Alternatywa dla członkostwa

– Musimy teraz pomóc wszelkimi sposobami Ukrainie w przeprowadzeniu skutecznej kontrofensywy. To, co w nadchodzących miesiącach będzie w grze, to możliwość ustanowienia pokoju na warunkach Ukrainy, a więc pokoju trwałego – powiedział Macron. Wykluczył zawieszenie broni, które doprowadziłby do „zamrożenia konfliktu” w kształcie korzystnym dla Rosji.

– Jedna rzecz jest jasna: nawet jeśli do zakończenia wojny daleka droga, Ukraina nie zostanie podbita, zaś rosyjska agresja okazała się geopolityczną porażką dla Rosji – uznał Macron.

Prezydent opowiedział się także za „szybkim” poszerzeniem Unii, choć ostrzegł, że musi ona działać „w różnych formatach”, jeśli ma pozostać skuteczna. To sygnał powrotu do starej francuskiej koncepcji „Europy wielu prędkości”.

Macron przyznał także, że nie spodziewa się, aby na lipcowym szczycie sojuszu atlantyckiego w Wilnie doszło do porozumienia w sprawie konkretnej ścieżki przystąpienia Ukrainy do NATO. Dlatego zdaniem Francuza konieczne jest przemyślenie alternatywnych, choć w jego ocenie wiarygodnych gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa. Wzorem mógłby w jego opinii być sojusz, jaki wiąże USA z Izraelem.

Trzy lata temu Macron uznał, że NATO jest „w stanie śmierci klinicznej”. Teraz przyznał, że wojna w Ukrainie okazała się dla sojuszu „najsilniejszym z możliwych elektrowstrząsów”, dając nową rację bytu dla istnienia paktu. Ale mimo wszystko prezydent uznał, że konieczna jest budowa „europejskiego filaru bezpieczeństwa” w ramach NATO. O niezależnej europejskiej obronności już nie ma tu mowy.

Niepodległa od 32 lat Mołdawia nie była jeszcze świadkiem tak wielkiego wydarzenia. Na jego miejsce prozachodnia prezydent Maia Sandu wybrała zamek Mimi, ledwie 8 kilometrów od Naddniestrza, terytorium okupowanego przez rosyjskich żołnierzy. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto mołdawską przestrzeń powietrzną, a natowskie samoloty zwiadowcze AWACS patrolowały niebo. Na wszelki wypadek większość przywódców postanowiła pojawić się tu tylko na kilka godzin, bez nocowania.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Donald Trump zmienia plany. Nie dojdzie do spotkania z Andrzejem Dudą
Polityka
Wybory prezydenckie w USA. Grupa republikanów: Trump nie nadaje się na prezydenta
Polityka
Izrael twierdzi, że Iran chciał dokonać zamachu na Beniamina Netanjahu
Polityka
Nietypowa próba rakietowa Korei Północnej. Pociski spadły na terytorium kraju
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Polityka
Brandenburgia przed wyborami. Los kanclerza Scholza zależy od wyniku AfD?