Z Frankfurtu nad Menem, siedziby EBC, odległość jest taka sama do Berlina i Paryża – notuje „Le Monde”. A skoro tak, zastanawia się dziennik, to dlaczego na rocznicowym bankiecie zjawił się kanclerz Scholz i minister finansów Lindner, ale Francję reprezentowała jedynie minister ds. europejskich Laurence Boone? Sytuacja tym bardziej dziwna, że spośród czterech prezesów EBC aż dwoje to Francuzi, w tym kierująca dziś bankiem Christine Lagarde.
Sprawy nie poszły tak, jak się spodziewano. Gdy upadał mur berliński, François Mitterrand zrozumiał, że zjednoczenie Niemiec jest nieuniknione. Popierane przez Amerykę i Rosję nie mogło zostać zablokowane przez Francję. W Pałacu Elizejskim zrodziła się wówczas idea powołania unii walutowej. Pozbawiona marki Republika Federalna miałaby na zawsze zostać związana z Unią i straciłaby możliwość budowy, jak to było tyle razy w historii, niezależnego mocarstwa.
Dziś jednak widać, że zamiast europejskich Niemiec zrodziła się niemiecka Europa. Przynajmniej gdy idzie o aspekt finansowy. W czasie kryzysu finansowego 2009–2012 tylko Berlin był w stanie uratować unię walutową i z konieczności mógł przez to narzucać swoje warunki.
Euro uzyskało znacznie więcej, niż się spodziewali jego twórcy
Tyle że nie tylko Francuzi mają prawo się poczuć zawiedzeni. Ekonomiści prognozowali w latach 90., że wspólny pieniądz napędzi wzrost gospodarczy. Żonglowali argumentami o likwidacji kosztów wymiany walut i ryzyka kursowego, wskazywali, że wiele krajów po raz pierwszy będzie miało dostęp do kredytów po niskim koszcie.