Dotychczas nikt mi takiej propozycji nie złożył. Tylko czytałam o tym w gazetach. To bardzo miłe spekulacje, ale na razie jedynie spekulacje.
Czy może pani sobie wyobrazić, że jako premier Estonii albo sekretarz generalna NATO złoży wizytę w Moskwie?
Mogę odpowiedzieć tylko jako premier Estonii. I jako szefowa estońskiego rządu nie widzę żadnego powodu, by odwiedzać Moskwę. Nie powinno być żadnych interesów ze zbrodniarzami wojennymi. Rosja jest państwem pariasem i za takie powinna być uważana dopóty, dopóki nie wycofa się do swoich granic, nie zaakceptuje trybunału, nie weźmie na siebie odpowiedzialności. Po tym wszystkim możemy znowu rozmawiać o stosunkach.
Rok temu biła pani na alarm, że plany NATO przewidują, iż wojska sojuszu będą po kilku miesiącach odbijać terytorium zaatakowanego kraju członkowskiego. A po kilku miesiącach, co widać po sposobie prowadzenia wojny przez Rosję, infrastruktura, zabytki byłyby zniszczone, wielu ludzi by zginęło. Czy na pewno te plany są już nieaktualne?
Tak. Mówiłam o tym przed szczytem NATO w Madrycie w zeszłym roku. Wtedy dyskutowaliśmy o tym, że powinniśmy przejść od postawy zastraszania do postawy obrony. Z radością mogę powiedzieć, że w Madrycie uzyskaliśmy mocne decyzje, teraz stoimy przed kwestią wykonania tych planów. Ważne dla naszego bezpieczeństwa jest, byśmy mogli bronić naszych krajów od pierwszej minuty ataku, od pierwszego zaatakowanego centymetra terytorium.
Zdecydowała się pani odwiedzić Polskę jako drugie państwo. A Polska jest krytykowana za łamanie praworządności. Nie było to dla pani problemem?
W wielu kwestiach myślimy bardzo podobnie i na nich się skupiamy. Współpracujemy w sferze cyfrowej, obronie. Jesteśmy wdzięczni za udział Polski w misji patrolowania przestrzeni powietrznej [państw bałtyckich – red.]. Dlatego Polska jest dobrym sojusznikiem i przyjacielem. Mamy wspólnego wroga, Rosję, który działa agresywniej niż kiedykolwiek.
Czy Europa jest za bardzo uzależniona od Ameryki w kwestii bezpieczeństwa i obrony, jak mówią niektórzy europejscy politycy?
W NATO wszyscy są zobowiązani do wydawania 2 proc. PKB na obronę. A w traktacie NATO jest nie tylko art. 5, o którym wszyscy wiedzą, ale i art. 3 mówiący o tym, że każde państwo musi robić wszystko, by zapewnić sobie samemu obronę. I, sądzę, że wszyscy powinni to robić. W kontekście wojny te 2 proc. to powinien być poziom minimalny. Nie wszyscy wydają tyle. Europa jest słabsza, niż powinna być. Jesteśmy za współpracą euroatlantycką, zawsze potrzebujemy amerykańskich przyjaciół. Ale sami powinniśmy się stawać mocniejsi, by współpracować i być dobrym sojusznikiem. Estonia robi to, co powinna, wydaje 3 proc. PKB na obronę. Nasza armia jest silna, z dnia na dzień coraz silniejsza. Ale apeluję do innych krajów członkowskich, by postępowały podobnie. Jako polityk rozumiem, że jest tyle dziedzin, na które można przeznaczyć pieniądze – edukacja, służba zdrowia – ale bez wolności i bezpieczeństwa nie mamy nic. Nie jestem pewna, czy wszyscy zdają sobie sprawę, że jesteśmy w całkiem nowej epoce.