Przejdźmy do ryzyk, które stoją przed każdym nowym projektem. Pierwsze to rzecz oczywista - listy i ludzie. Nie tylko ci, którzy będą robić kampanię w terenie, ale też później będą w Sejmie. Wie pan, jakie będą pokusy. Jak chce pan tych ludzi sprawdzić?
My mamy świadomość powagi sytuacji. Wiemy, że AgroUnia nie rośnie już siłą nowości. Dlatego otwieramy się – i faktycznie jednoczymy, a nie tylko gadamy jak opozycja o zjednoczeniu - na nowe środowiska. Już teraz stawiamy na ludzi, którzy chcą zmiany realnej – bo Polskę trzeba zmienić od podstaw. Staramy się już dzisiaj docierać do takich osób, które nie tylko mają idee, ale też zdolności do ich realizacji. I prowadzimy bardzo mocną weryfikację wszystkich osób, którzy chcą działać. Mało tego. Wiele osób, które działają w AgroUnii, robią to już od dwóch-trzech lat. Przeszliśmy z takimi ludźmi przez różne, nieraz bardzo trudne momenty. Jeżeli oni na tych wirażach zostali, to zostaną i w Sejmie. Ale chce podkreślić: zbieramy ludzi, którzy chcą tworzyć projekt nie na jedne wybory, tylko na lata.
Inna sprawa to jak AgroUnia chce się przebić z przekazem w mediach?
Dla nas 500+ to norma, a nie żadne cudo, które ma dać przepustkę do rządzenia na wieki
Michał Kołodziejczak
Wiele razy spotkałem się z takim stwierdzeniem: „zapraszalibyśmy pana częściej, ale pan nie jest w Sejmie, pan nie jest posłem”. A z drugiej strony wielu dziennikarzy mówi, że w Polsce jest tak zabetonowana scena, że w końcu trzeba coś z tym zrobić, żeby były nowe byty polityczne i nowi politycy. Faktycznie, bez wsparcia dziennikarzy w tym wszystkim, bez ich odwagi, nie da się tego zrobić i zmienić. Ja sam widzę, jak dziennikarze się boją.
Narzeka pan, że dziennikarze was nie pokazują?
Na AgroUnia są „zapisy” w mediach rządowych żeby nas nie pokazywać. W mediach prywatnych jest lepiej – ale i tu taki marszałek Czarzasty chodzi po dziennikarzach i klepie o nas swoje bzdury. Zapamiętamy to na zawsze. Dziennikarze rozmawiają z politykami z Sejmu, choć prywatnie przyznają, że rozmowy z opozycją pozaparlamentarną są dużo bardziej wartościowe i pozwalające na całkiem inne spojrzenie, takie bliższe ludziom.
Jak chce pan osiągnąć efekt kuli śniegowej? Dotychczas nowe partie czy ruchy społeczne, które wchodziły do Sejmu, przekraczały w pewnym momencie taki próg, w którym wszystko zaczynało się kręcić. Ma pan poczucie, że to już w AgroUnii było albo będzie?
Ale co to są za „nowi”? Szymon Hołownia już wcześniej był w mediach, był tak naprawdę pupilkiem niektórych mediów. Może nie to, że jest przez nie promowany, to zbyt duże słowo, ale od początku dano mu dużą szansę i duże możliwości, bo już był znany, już był popularny. Ja wykuwam to własnymi rękami, z naszą grupą działaczy, na ugorze, na bardzo jałowej, trudnej do uprawy ziemi. Wcześniej był Janusz Palikot, który już też zasiadał w Sejmie – tez media go promowały. Był Paweł Kukiz - znany, popularny piosenkarz, to było ciekawe, miał również dużo prościej. Ostatnim, autentycznym, ludowym politykiem który przybył znikąd – wbrew wszystkim elitom - i wprowadził swoich do Sejmu, był Andrzej Lepper.
Wasz ruch społeczny można nazwać ruchem buntu, jak traktowano choćby Kukiza?
W tej chwili ten bunt będzie nieco inny, niż do tej pory. Tak naprawdę partie buntu w Polsce charakteryzowały się tym, że wybuchały i gasły. My chcemy zbudować coś trwalszego, co będzie istniało lata i z czego nasze dzieci będą dumne.
AgroUnia już jakiś czas istnieje.
Okres takiego mocnego buntu przetrwaliśmy, przemyśleliśmy ten czas, a dziś widzimy, że czas na coś więcej. Ja mam większe ambicje, niż zrobienie partii buntu. Powiedziałbym, wręcz, że partię buntu można stworzyć stosunkowo łatwo - wyciągnąć ludzi na ulicę, zagrać im na emocjach. To proste, ale dla mnie i moich ludzi już za proste. Ja chcę i moja AgroUnia chce grać o wyższe stawki.
Bo też przestał pan wychodzić na ulicę.
Tak, ale dzisiaj dla mnie dużo większą wartością jest robienie polityki wielobarwnej, otwartej na współpracę – i to w myśl zasady „niech rozkwita sto kwiatów” Niech idzie z nami każdy, kto się nie zgadza z tą dotychczasową politykę. Bo mi partie buntu faktycznie kojarzą się w Polsce z partią na jedne wybory. A Kukiz jest tego idealnym przykładem.
To prawda, Kukiz być może będzie kandydował do Sejmu z list PiS. A miał dużo większe ambicje.
Ale dla mnie jest też wielką przestrogą, że nonszalancja w polityce może bardzo dużo kosztować.
Kukiz miał o tyle łatwiej, że wszedł do Sejmu na fali dobrego wyniku w wyborach prezydenckich. Też o nich pan myśli?
Ja sobie nie wyobrażam, że te wybory mogą obyć się beze mnie lub moich kandydatów. W ten maraton wyborczy, który zaczyna się za rok, musimy wejść z konkretnymi propozycjami dla Polaków, także jeśli chodzi o wybór prezydenta. Ale szczegółów nie mogę zdradzić. Powiem tyle – może postawimy na kobietę. Już czas żeby głową państwa była mądra dziewczyna. Tak jak w Finlandii.
Tylko w wyborach prezydenckich jest faktycznie najłatwiej wystartować, bo to tylko jedna osoba. W wyborach parlamentarnych kandydatów trzeba przedstawić setki.
Ale to też nie jest trudne. Moi ludzie i ja – damy radę
O tyle osób na listach nie będzie ciężko?
Nie będzie.
Co w perspektywie najbliższych tygodni?
Przygotowujemy tę kampanię, która ma rozpocząć się na przełomie roku. Pierwsze spotkanie mamy już zaplanowane na początek grudnia we Wrocławiu, ustawiamy teraz kolejne w całym kraju. Stawiam sobie za cel numer jeden, by dać ludziom wiarę w to, że będą mogli o czymś sami decydować I żeby uwierzyli - że są u siebie.
współpraca Jakub Mikulski