Przetarg na czytniki linii papilarnych do nowych dowodów osobistych dla 31 mln Polaków wygrała firma, w której prezesem jest były szef warszawskiej delegatury CBA. Krytycznie zakupione urządzenia oceniła ABW, uznając, że nie gwarantują bezpieczeństwa. Ale niskie wymogi w przetargu postawiła KPRM i pozwoliła na zakup sprzętu, który trafi do kosza – wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej".
Kancelaria Premiera w grudniu ubiegłego roku ogłosiła przetarg na zakup 7450 sztuk skanerów odcisków palców do dowodów biometrycznych dla gmin w całej Polsce. Rząd chciał przeznaczyć na zakup do 3 mln 725 tys. zł brutto. Zgłosiło się osiem firm – najdroższa oferta to 4 mln zł, inne od 2,3–2,9 mln zł.
KPRM wybrała firmę Integra B.R.O.P. z Gdyni, która zaproponowała za czytniki najniższą cenę – 1 301 217 zł, a więc 176 zł za sztukę. „Oferta została wybrana jako najkorzystniejsza, gdyż zdobyła najwyższą łączną liczbę punktów" – wskazano w ogłoszeniu.
Firmy musiały się wykazać doświadczeniem, m.in. co najmniej dwóch dostaw, które polegały na dostawie rozwiązań sprzętowych i programowych w zakresie pobierania i weryfikacji danych biometrycznych, np. skanerów podpisu biometrycznego, skanerów odcisków palców, wielostronicowych skanerów dokumentów podróży o wartości co najmniej 300 tys. zł każda.
Wybór najtańszej oferty wzbudził zastrzeżenia konkurentów, którzy już podczas przetargu wskazywali, że postawiono wymóg dotyczący „zgodności z profilem skanowania FAP10", który nie daje „wystarczającego zabezpieczenia i nie powinien być wykorzystywany do aplikacji dających dostęp do danych wrażliwych czy potwierdzających dane obywateli". Według firm „standard FAP10 umożliwia odczytanie tylko części, a nie całego odcisku palca", a „do skutecznego odczytu niezbędne jest wykorzystanie standardu FAP30".