Były prezydent był pytany, co sądzi o tym, że prezes PiS Jarosław Kaczyński chce go "wygumkować z historii Polski". - Mnie to guzik obchodzi. Ja swoje zrobiłem, ja robię dalej. Jestem rewolucjonistą i mnie nie obchodzi ich ocena - dodał. Zaznaczył, że "wolałby grzeczniej".
- Pierwszego mnie załatwili, w ten sam sposób jak załatwiają teraz innych. I prędzej czy później to się wszystko wyda. Wyda się, że teczka Kiszczaka była cała "zrobiona", od początku do końca. Ja się z tego śmieję i czekam, aż się to wszystko powyjaśnia, a się wyjaśni prędzej czy później - mówił Lech Wałęsa.
Czytaj więcej
Lepiej, żeby w Niemczech pojawili się politycy, którzy potrafią wyciągać wnioski z historii, bo dążenia do dominacji się zawsze dla Niemców fatalnie kończyły - ocenił prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Polskim Radiem.
Jak przypomina TVN24, były prezydent odniósł się w ten sposób do dokumentów znalezionych w 2016 r. w domu byłego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL, które wskazywały m.in., że w pierwszej połowie lat 70. Wałęsa miał przekazywać informacje Służbie Bezpieczeństwa i otrzymywać za to pieniądze. Wałęsa zaprzecza, by współpracował z tajnymi służbami PRL.
Lech Wałęsa, jak podaje Onet, odniósł się też do twierdzeń Jarosława Kaczyńskiego, że to jego brat, Lech Kaczyński, przewodził "Solidarności". - Przecież ja ich miałem z litości, ludzie, oni nic nie znaczyli. Mało tego, bardzo nielubiani. Ale mi pasowała koncepcja, bo było dwóch jak jeden. Oni byli sobie wierni. Więc w tych moich koncepcjach tamtego czasu mi byli bardzo potrzebni. A jak przestali być potrzebni, to ich zluzowałem - odparł były prezydent, cytowany przez Onet.