Olechowski pytany przez „Wprost” o ocenę pomysłów rządu PiS na walkę z inflacją stwierdził, że „podobają mu się takie propozycje, które są skierowane do ludzi najsłabszych finansowo, natomiast te, które są stosowane bez ograniczeń - nie”. - Te drugie osłabiają działania NBP na rzecz obniżania inflacji - zauważył, podkreślając, że „głównym celem działań antyinflacyjnych jest zubożenie konsumentów”.
- Po co mam owijać w bawełnę? Chodzi o to, żeby ludzie mieli mniej pieniędzy w ręku, bo wtedy ceny będą musiały spaść. Jeżeli siła nabywcza konsumentów jest niższa, to producenci muszą się do tego dostosować. I trzeba też brutalnie powiedzieć, że nikt, kto jest zadłużony i nie ma środków, żeby swój dług zlikwidować, nie wyjdzie z tej walki z inflacją bez sińców. Musi wyjść uboższy - powiedział kandydat na prezydenta w 2000 i 2010 roku.
Czytaj więcej
- Mam wrażenie, że ci, którzy alarmują, że za chwileczkę to polskie płace będą odpowiedzialne za drożyznę, nie patrzą na dane porównawcze z innych krajów - ocenił Adrian Zandberg z partii Razem.
Zdaniem Olechowskiego „nie można mieć pretensji” do Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego, za to że „nie spodziewał się tak dużego wybuchu inflacji”. - Inni prezesi banków centralnych również się tego nie spodziewali. Ale to, że Glapiński utrzymywał, iż do końca jego kadencji inflacja na pewno się nie zdarzy, to już był poważny błąd - ocenił. - Bank centralny powinien wysyłać takie komunikaty, z których nie da się wyciągnąć kategorycznych wniosków. A prezes Glapiński mówił zbyt kategorycznie, że inflacja nam nie grozi i to mogło wpłynąć na decyzje niektórych ludzi - tłumaczył.
Olechowski pozytywnie odniósł się do rządowej propozycji dotyczącej tzw. wakacji kredytowych i dopłat, z zastrzeżeniem, że obowiązywać muszą kryteria dochodowe. - Dla zwalczania inflacji każde ograniczenie jest dobre - mówił. - Pytanie czy wynika ono z kalkulacji wyborczych, czy z racjonalnej oceny sytuacji - zastrzegł jednak.