– To na pewno nie był wyjazd turystyczny, lecz roboczy. Mieliśmy wypełniony kalendarz, odbyliśmy szereg spotkań, w tym z samorządowcami. A żeby móc merytorycznie rozmawiać na temat lasów, trzeba też je samemu zobaczyć – mówi senator PiS Jerzy Chróścikowski, szef Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, gdy pytamy go o wyjazd 17 senatorów w ubiegłym roku w Bieszczady. Za ich pobyty hotelowe z kieszeni podatnika poszło w sumie 14,4 tys. zł.
Napięty kalendarz
Tak wynika z wykazu noclegów krajowych senatorów, refundowanych w tej kadencji przez Kancelarię Senatu. W trybie dostępu do informacji publicznej otrzymała go „Rzeczpospolita”. Noclegi w Bieszczadach przypadały od 14 do 17 września, choć pobyt wielu senatorów był nieco krótszy. Z wykazu można wywnioskować, że większość nocowała najpierw w Czarnej Górze w powiecie bieszczadzkim, by następnie przenieść się do Polańczyka, wsi wczasowo-uzdrowiskowej na brzegu Jeziora Solińskiego.
Czytaj więcej
Wzajemne oskarżenia o wspieranie Rosji i Putina, wysoka inflacja, ale i konieczność współpracy – to obraz polskiej polityki dwa miesiące po wybuchu wojny.
W Czarnej Górze Kancelaria Senatu opłaciła noclegi 17 senatorów, a w Polańczyku – 14. Reprezentowali różne kluby parlamentarne, bo wypad był oficjalnie wyjazdowym posiedzeniem dwóch komisji senackich: środowiska i rolnictwa. Zdaniem Chróścikowskiego, choć senatorowie trafili do atrakcyjnej turystycznie miejscowości, nie mieli czasu na rekreację. – Wyjazdowe posiedzenia komisji nie są niczym nadzwyczajnym i oczywiste jest to, że jeśli jedziemy w teren, musimy zapewnić sobie nocleg – mówi.
Problem w tym, że to niejedyny wyjazd grupy senatorów do znanego kurortu wypoczynkowego. Wewnętrzne senackie przepisy przewidują, że każdemu senatorowi przysługuje refundacja kosztów noclegów poza Warszawą i miejscem zamieszkania do kwoty 7,6 tys. zł rocznie. A przeglądając listę noclegów, można się przekonać, że wyjątkowo często pojawia się na niej też nadbałtycki Kołobrzeg.