Nie ma mowy o wstrzymaniu importu rosyjskiej ropy i gazu z dnia na dzień, gdyż doprowadziłoby to do gospodarczej recesji w Niemczech. Sankcje nałożone na Rosję będą z czasem jeszcze bardziej odczuwalne w miarę ich zaostrzania. Ale nie mogą uderzyć w państwa europejskie mocniej niż w „przywódców Rosji”. Berlin sprzeciwia się bezpośredniemu zaangażowaniu NATO w wojnę, co oznacza, że odrzuca wszelkie propozycje ustanowienia strefy zakazu lotów w Ukrainie i wysłania tam misji NATO, chociaż czyni to „z ciężkim sercem” – w taki sposób zdefiniował Olaf Scholz stanowisko Berlina w środowym wystąpieniu w Bundestagu.
Kanclerz nie powiedział nic na temat dostaw broni dla Ukrainy, co jest milczącym potwierdzeniem słów szefowej resortu obrony Christine Lambrecht (też z SPD), która kilka dni temu oświadczyła, iż Bundeswehra nie ma już nic do przekazania armii ukraińskiej. Nie wykluczyła jednak zakupów broni dla Ukrainy, która ma tam zostać dostarczona. W tajemnicy i bez rozgłosu, jeżeli wierzyć zapewnieniom.
Czytaj więcej
Bojkot rosyjskiej ropy i gazu miałby poważne konsekwencje gospodarcze i społeczne w Niemczech i całej Europie - powiedział w środę kanclerz Olaf Scholz.
Jak wynika z sondażu instytutu Civey dla „Spiegla”, większość (53 proc.) Niemców opowiada się za dostawami broni do Ukrainy. Przeciwko jest jedna trzecia. Co ciekawe, za dozbrajaniem Ukrainy jest 70 proc. zwolenników ugrupowania Zielonych, więcej niż sympatyków CDU/CSU (60 proc.), FDP (59 proc.), SPD (57 proc.), nie mówiąc już o AfD (24 proc .) i postkomunistycznej Die Linke (17 proc.).
Znani niegdyś z pacyfizmu Zieloni są obecnie najlepiej ocenianą partią w kontekście reakcji na wojnę w Ukrainie, a szefowa dyplomacji Annalena Baerbock najbardziej popularnym politykiem w rządzie Scholza. To wiele mówi o zmianie nastawienia niemieckiego społeczeństwa, które jeszcze nie tak dawno darzyło większym zaufaniem Władimira Putina niż Donalda Trumpa.