Najbardziej zdecydowani są najstarsi wyborcy, którzy najlepiej pamiętają PRL – wśród osób powyżej 65. roku życia reprywatyzację popiera dwóch na trzech badanych (66 proc.). Duże poparcie reprywatyzacja ma w elektoracie PiS (68 proc.) – to więcej niż w przypadku Nowoczesnej (52 proc.) czy Platformy (44 proc.).
Owo jednolite uregulowanie roszczeń – które popierają Polacy i o które apelowaliśmy też w ubiegłym tygodniu na łamach „Rzeczpospolitej" – to kompleksowa ustawa reprywatyzacyjna. Przez ponad ćwierć wieku od odzyskania niepodległości żaden rząd nie zdołał wprowadzić w życie takiego prawa. Najbliżej był gabinet Jerzego Buzka (1997–2001), który ustawę przeprowadził przez parlament. Tyle że zawetował ją prezydent Aleksander Kwaśniewski.
– Zaproponowany model reprywatyzacji jest bardzo kosztowny, obarczony wielkim ryzykiem nieprecyzyjnych wyliczeń, obciąża ponad rozsądną miarę gospodarkę, w wielu kwestiach jest sprzeczny z konstytucją – przekonywał.
Wyliczenia rządowe mówiły o ok. 170 tys. spodziewanych wniosków o zwrot utraconej własności i łącznym koszcie zobowiązań w granicach 44 mld zł. – Tymczasem według stowarzyszeń byłych właścicieli liczba wniosków może sięgnąć 250 tys., a łączny koszt zobowiązań blisko 69 mld – wyliczał wtedy prezydent. Nie podobało mu się jeszcze jedno: że zwrot majątków miałby objąć tylko tych dawnych właścicieli, którzy posiadali obywatelstwo polskie.
Do dziś brak reprywatyzacji odbija się Polsce czkawką. W stolicy otworzyło to pole dla przejmowania nieruchomości przez handlarzy roszczeń i sprytnych prawników, niezwiązanych z dawnymi właścicielami. Myślenie Kwaśniewskiego – że ustawa nie jest potrzebna i zwrotami powinny się zajmować sądy – doprowadziło do patologii. Takich choćby, jak działanie wyznaczanych przez sądy „kuratorów", czyli obrotnych biznesmenów, którzy mieli się zajmować szukaniem spadkobierców, a zajmowali się głównie przejmowaniem nieruchomości, które spadkobierców nie miały.
Brak reprywatyzacji stał się też problemem w stosunkach z zagranicą, choćby z USA i Izraelem, gdzie mieszka część spadkobierców przedwojennych właścicieli.