Michaił Gorbaczow to jedna z najważniejszych postaci w historii ubiegłego wieku. Był ostatnim przywódcą jednego z najbardziej represyjnych i zarazem najpotężniejszych krajów w historii.
Do dzisiaj uważa, że rozpoczęta przez niego w Związku Radzieckim pieriestrojka (reformy społeczne, ekonomiczne i polityczne) w 1985 r. oraz zakończenie zimnej wojny były najważniejszym osiągnięciem jego życia. Doceniony za to przez społeczność międzynarodową (dostał pokojowego Nobla w 1990 r.), nigdy nie został zrozumiany przez większość swoich rodaków.
– W Rosji wciąż żyje i jest sztucznie utrzymywany mit o Gorbaczowie, który zburzył państwo. A przecież wiadomo, że podczas upadku ZSRR w 1991 roku nie opowiadał się za tym upadkiem. Dzisiaj ma zerowy wpływ na bieżącą politykę, ale ogromne znaczenie symboliczne – mówi „Rzeczpospolitej" Gleb Pawłowski, rosyjski politolog i były doradca Kremla.
Z opublikowanego w listopadzie przez niezależny ośrodek Centrum Lewady sondażu wynika, że połowa Rosjan po 30 latach uważa, że dla kraju byłoby lepiej, gdyby do pieriestrojki w ogóle nie doszło. Uważają oni, że dzięki temu udałoby się zachować „jedność i porządek w kraju". Tymczasem w ubiegłorocznym sondażu rządowego ośrodka WCIOM aż 60 proc. Rosjan deklarowało chęć zachowania ZSRR, gdyby cofnięto czas.
Gorbaczow miał w tym wieku skomplikowane relacje z Kremlem. W 2011 roku, po masowych protestach antyrządowych, radził Władimirowi Putinowi, by nie startował w wyborach prezydenckich i odszedł z wielkiej polityki. Kilka lat później poparł aneksję Krymu, a w ubiegłym roku, składając życzenia gospodarzowi Kremla, stwierdził, że Putin „konsekwentnie zachowuje stabilność, zapewnia rozwój kraju i dba o interesy Rosji na świecie".