W październiku ubiegłego roku prezes PiS Jarosław Kaczyński został wicepremierem ds. bezpieczeństwa i zyskał prawo do skompletowania swojego gabinetu politycznego. Obecnie pracują w nim cztery osoby, w tym troje asystentów i szef gabinetu Michał Moskal. Ten ostatni jest jednocześnie dyrektorem biura prezydialnego PiS i następcą słynnej pani Basi, czyli Barbary Skrzypek. Pensja Moskala w kancelarii premiera z dodatkiem funkcyjnym wynosi 8,7 tys. zł, a asystentów mieści się w widełkach od 2,6 do 3,2 tys. zł. Jakie mają kompetencje? To okazuje się tajemnicą.
O wykształcenie i staż pracy członków gabinetu „Rzeczpospolita” spytała Centrum Informacyjne Rządu w grudniu, jednak odpowiedź wciąż nie nadeszła. Z pytaniami o staż pracy zwróciliśmy się więc bezpośrednio do Michała Moskala, który odparł, że nie zna dokładnej odpowiedzi. Tymczasem wiele wskazuje na to, że nie posiada on doświadczenia zawodowego wymaganego na tym stanowisku.
Wynika ono z rządowego rozporządzenia w sprawie pracowników urzędów państwowych zatrudnionych w gabinetach politycznych. Zawarto w nim tabelkę, w której m.in. zapisano, że szef gabinetu wicepremiera powinien mieć wykształcenie wyższe i siedmioletni staż pracy. Osiągnięcie tego ostatniego przez Moskala byłoby trudne, bo ma dopiero 26 lat, a w czasie studiów mocno angażował się społecznie, będąc m.in. przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów.
Posiadanie wymaganego stażu przez troje asystentów Kaczyńskiego jest bardziej prawdopodobne, bo na tym stanowisku wynosi on tylko dwa lata. Problemy z osiągnięciem pięcioletniego stażu mógł mieć za to Eliasz Grubiński, który w ubiegłym roku przez kilka tygodni był doradcą Kaczyńskiego. W dniu zatrudnienia w KPRM miał 29 lat. Jednak nawet w przypadku Moskala potencjalnie zbyt krótki staż nie jest bezwzględną przeszkodą w zatrudnieniu, bo rozporządzenie przewiduje, że pracownika można zwolnić z wymagań kwalifikacyjnych „w szczególnie uzasadnionych przypadkach".
Dlaczego więc Centrum Informacyjne Rządu milczy? – Niestety, wiele instytucji prowadzi politykę informacyjną polegającą na ignorowaniu pytań dziennikarzy – mówi Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo. – Nakłada się na to zjawisko polegające na tym, że od lat nie do końca wiadomo, czym konkretnie zajmują się gabinety polityczne – dodaje.