Potrafiłem krytykować Schetynę, ale przedstawiłem Platformie swoją ofertę dla Szczecina, która spotkała się pełną aprobatą. Schetyna nie wycina ludzi. Pojawiają się w jego otoczeniu, choćby ostatnio, Radosław Sikorski, jest silna Ewa Kopacz, Elżbieta Bieńkowska i wielu innych. PO nie może sobie pozwolić na utratę ważnych dla Polski ludzi.
Z kolei Ewa Kopacz wydaje się marginalizowana w PO.
Ewa Kopacz jest stabilizatorem emocji w Platformie i ma na wewnętrzną atmosferę zbawienny wręcz wpływ. Jej dystans wobec bieżących emocji związany z jej doświadczeniem, była w końcu premierem, marszałkiem Sejmu, ministrem zdrowia i szefową partii, bywa niezwykle pomocny. To Ewa Kopacz namówiła mnie do mocnego wspierania Grzegorza Schetyny.
W PO jest oczekiwanie na powrót Tuska?
Nie. Wróci, jeśli będzie chciał, ale świat idzie do przodu. Nie możemy na niego czekać i liczyć, że nas uratuje i poprowadzi zwycięsko przeciwko PiS. Powrót Tuska do polskiej polityki byłby dla niego ryzykowny i niewiele by mu dał. Jest człowiekiem politycznie spełnionym, człowiekiem sukcesu. Jego start w wyborach prezydenckich jest ciekawą kandydaturą, choć niektórzy twierdzą, że PO musi postawić przeciwko Andrzejowi Dudzie młodszego kandydata, w podobnym do obecnego prezydenta wieku.
A nie ma pan wrażenia, że nie po to Polacy odsunęli PO od władzy, żeby teraz na was głosować?
Wcześniej Polacy odsunęli od władzy PiS, a dzisiaj to ugrupowanie rządzi. A w międzyczasie przegrywali wszystkie wybory z rzędu. Przegrana nie jest dramatem. To prawo demokracji. Dramatem jest niszczenie demokracji i jej mechanizmów. PO nie stoi w miejscu. Gdyby dzisiaj zapytać przeciętnego Polaka o dziesięciu polityków PO, to w większości byłyby to inne nazwiska, niż gdyby podobne pytanie zadać w roku 2015. Taki jest też Zarząd Krajowy. Schetyna nie boi się świeżej krwi w PO.
To wciąż ta sama PO, która rządziła przez osiem lat i przegrała wybory.
Platforma się zmienia. Opozycja się zmienia. Pojawiają się nowi liderzy, nowe twarze, ale szczycimy się tym, że odwołujemy się do Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Donalda Tuska – wszyscy kiedyś zostali odsunięci od władzy w sposób demokratyczny. Nie jest ujmą przegrać wybory. Tylko Hitler i Stalin nie przegrywali demokratycznych wyborów. Naturalne jest, że politycy przychodzą i odchodzą. Ważne, co po sobie zostawiają. My chcemy budować na trwałych fundamentach, którzy nasi wielcy poprzednicy położyli. To są trwałe fundamenty, a my chcemy dokładać kolejne cegły. Inaczej niż PiS. Oni te fundamenty rozbierają i pozostawiają po sobie tylko gruzy. I nie mają się do kogo odwołać w historii. Dla nich historia zaczęła się w 2015 roku. Obowiązkiem wobec Polski jest ich historię zakończyć w 2019 roku.