Prezydent Stanów Zjednoczonych na konferencji prasowej powiedział, że w jego ocenie prezydent Rosji Władimir Putin podejmie decyzję o wkroczeniu rosyjskich wojsk na Ukrainę ponieważ "musi coś zrobić". Używając sformułowania "mały najazd" Biden zasugerował, że konsekwencje dla Rosji za agresję wobec sąsiada będą zależeć od tego, jaką ta agresja będzie miała skalę. Po konferencji prezydenta Biały Dom oświadczył, że jakakolwiek agresja Rosji na Ukrainę spotka się ze zdecydowaną reakcją.
Czytaj więcej
„Niemcy chcą mieć Nord Stream 2. Francja jest w przededniu wyborów prezydenckich. A Włosi ledwo co wychodzą z kryzysu. Mieszkańcy tych krajów, żyjąc wygodnie i w pokoju przez ostatnich kilkadziesiąt lat, nie widzą raczej problemu w inwazji Rosji na Ukrainę. A tamtejsi politycy, chcąc dalej rządzić, muszą ich słuchać. Tylko, że pewnego dnia może być już za późno. Dlatego Joe Biden walczy o jedność Zachodu w konfrontacji z Rosją” – mówi Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego w „Rzeczpospolitej”.
"Chcemy przypomnieć wielkim mocarstwom, że nie ma drobnych wtargnięć i małych narodów. Tak samo jak nie ma drobnych ofiar i małego żalu po stracie bliskich" - napisał na Twitterze po angielsku i ukraińsku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, wyraźnie nawiązując do słów Bidena.
"Mówię to jako prezydent wielkiego mocarstwa" - dodał prezydent Ukrainy.
Zełenski spotkał się w czwartek z prezydentem Andrzejem Dudą. Na swoim Twitterze poinformował o "produktywnych rozmowach z przyjacielem Andrzejem Dudą".