Niedawne spotkanie rządu z opozycją ws. sytuacji geopolitycznej trwało ponad trzy godziny, znacznie się przedłużyło. Z reguły, jeżeli w dyplomacji spotkanie się przedłuża, to raczej dobrze rokuje.
Tak, z reguły tak jest, oznacza to zwykle, że rozmowy były treściwe i prowadzone w dobrej atmosferze. Głównym celem premiera było poinformowanie opozycji o aktualnej sytuacji, jeśli chodzi o bezpieczeństwo w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Nie mówię tylko o granicy polsko-białoruskiej, ale też o szerszym obrazku, o tym, co dzieje się na Ukrainie i wokół niej, oraz o tym, co się dzieje na rynkach gazowych w następstwie Nord Stream 2. To było treściwe wystąpienie premiera i moje, jako przedstawiciela MSZ. Do dyskusji zaproszeni byli także eksperci, wywiązała się rzeczowa i konstruktywna debata między opozycją a rządem. Dyskusja była prowadzona w duchu pozyskiwania dodatkowych informacji i zrozumienia pewnych procesów, a nie politycznej i napiętej dyskusji. Brak świateł jupiterów dość pozytywnie wpływa na polityków opozycji – oni wtedy rzeczywiście bardziej koncentrują się na tym, by się czegoś dowiedzieć, a nie na tym, by skrytykować rząd.
Czy mogą to być stałe spotkania w nowym formacie, np. comiesięczne?
Jak zrozumiałem intencje pana premiera, to właśnie tak miałoby być. Ale nie wiem, czy to będzie co miesiąc, jeśli sytuacja będzie tego wymagać, to spotkanie może zostać powtórzone kilkukrotnie. Pamiętajmy jednak, że to nie jest pierwsze tego typu spotkanie – sam uczestniczyłem w podobnym kilkanaście miesięcy temu, np. w kontekście tego, co się działo w sierpniu zeszłego roku na Białorusi. Wtedy odbyło się zamknięte spotkanie w KPRM z udziałem opozycji.
Na ile geopolityka zaczyna być istotna w myśleniu i polityce rządu? Członkowie rządu zaczęli używać pojęcia „drabiny eskalacyjnej", ono wcześniej nie pojawiało tak często w publicznych wypowiedziach. To nowy ważny nurt myślenia?