Moskwa u naszych wrót

Kreml próbuje zmusić Europę do kapitulacji i przyjaźni z dyktatorem, a tymczasem Łukaszenko grozi Polsce wojną.

Publikacja: 11.11.2021 19:29

Białoruscy żołnierze pilnują obozu imigrantów na granicy. Z Mińska docierają kolejni

Białoruscy żołnierze pilnują obozu imigrantów na granicy. Z Mińska docierają kolejni

Foto: PAP/EPA

Rosja jeszcze do niedawna dystansowała się od kryzysu na granicach Białorusi z Polską i Litwą. Dzisiaj otwarcie już wkracza do gry. P.o. kanclerza Niemiec Angela Merkel zadzwoniła w środę na Kreml i sugerowała rosyjskiemu prezydentowi, by „wpłynął na sytuację". Władimir Putin zaproponował, by państwa Unii Europejskiej rozpoczęły dialog z władzami w Mińsku. Rozmawiali też w czwartek wieczorem.

– Rosja realizuje na Białorusi scenariusz przypominający syryjski. W 2020 r. reżim Aleksandra Łukaszenki posypał się, stracił uznanie świata i tylko dzięki poparciu Kremla utrzymał władzę. Podobnie jak w Syrii Rosja już przejmuje militarną kontrolę nad krajem. Sytuacja na granicy to pretekst dla Moskwy, by poszerzyć swoją geografię działań kosztem Białorusi – mówi „Rzeczpospolitej" Paweł Usow, znany białoruski politolog.

Bombowce na niebie

Rosyjskie bombowce strategiczne Tu-22M3 od środy patrolują granicę Białorusi z Polską, państwami bałtyckimi i Ukrainą. W czwartek Mińsk wydał komunikat, z którego wynikało, że Łukaszenko osobiście zwrócił się do Rosji z prośbą o wysłanie samolotów zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych na Białoruś. – To już jest poważna sprawa i oznacza, że Rosja wyznacza linię pomiędzy wojną a pokojem. By Polska nie przekroczyła tej linii, by w tym starciu Warszawa zachowywała się bardzo wstrzemięźliwie – komentuje dla „Rzeczpospolitej" Igor Korotczenko, redaktor naczelny rosyjskiego czasopisma „Nacjonalna Oborona", pułkownik Sztabu Generalnego Rosji w stanie spoczynku. We wtorek na zaproszenie Łukaszenki odwiedził Mińsk, rozmawiali ze sobą przez niemal trzy godziny.

– Wygląda bardzo dobrze, żartuje i jest w bojowym nastroju. Konflikt na granicy można zakończyć, jeżeli Europa rozpocznie dialog z Łukaszenką i wesprze go finansowo, tak jak robiła to wcześniej. Myślę, że transza w wysokości 500 mln euro rozwiązałaby problem, bo przecież utrzymanie imigrantów kosztuje i ktoś musi za to zapłacić. To moja prywatna opinia – mówi. – Rosja nie jest zainteresowana tym, by wybuchł zbrojny konflikt z NATO na tej granicy, to trzeba rozwiązać politycznie poprzez dialog. W przeciwnym wypadku jutro 10-tys. tłum imigrantów rozpocznie forsowanie granicy. Co zrobią polscy żołnierze? Będą strzelać? Sytuacja jest nieprzewidywalna – dodaje.

Na pytanie, jak sobie wyobraża dialog państw UE z dyktatorem, którego kraje demokratyczne nie uznają za legalnego przywódcę Białorusi, odpowiada drwiąco. – Tak jak wycofanie państw Zachodu z Afganistanu. Jeżeli politycy w Europie zdecydują się rozmawiać z Łukaszenką, to znajdą słowa, jak to wytłumaczyć – konkluduje, powtarzając stanowisko Putina.

Zakłóci tranzyt gazu?

– Proponując bezpośredni dialog z Łukaszenką, Rosja próbuje upokorzyć UE. Putin prowadzi grę, udając, że nie ma z tym nic wspólnego. Doskonale rozumie, że nikt z europejskich przywódców nie usiądzie za stół rozmów z Łukaszenką. W ten sposób chce zwiększyć swoją obecność i rolę w polityce europejskiej. Gdy Europa z tym sobie nie poradzi, on postawi swoje warunki i poprosi Europę, by np. poszła na ustępstwa lub zniosła sankcje wobec Rosji – twierdzi Usow. Białoruski analityk jest przekonany, że Kreml wykorzystuje kryzys na granicy do osiągnięcia własnych celów w relacjach z Zachodem.

A tymczasem Aleksander Łukaszenko nie tylko zaprosił rosyjskie bombowce strategiczne, ale i zagroził, że w przypadku zamknięcia kolejnych przejść granicznych i wprowadzenia „odczuwalnych" sankcji przez UE nie zawaha się przed zakłóceniem tranzytu rosyjskiego gazu, który biegnie gazociągiem Jamał–Europa przez Białoruś. – W obronie naszej suwerenności nic nas nie powstrzyma – grzmiał naradzie z członkami rządu w czwartek.

– Gazociągi na Białorusi należą do Władimira Putina, Łukaszenko sprzedał infrastrukturę w 2011 r. Jego groźby więc nie mają znaczenia, bo jedynie Putin mógłby zatrzymać tranzyt gazu przez Białoruś – mówi „Rzeczpospolitej" Wojciech Jakóbik, szef biznesalert.pl. – To nie jest w interesie Rosjan, bo ostatnio zaczęli uzupełniać magazyny gazu w Europie w obliczu zagrożenia wprowadzenia sankcji USA. Grozi państwom bałtyckim, które mają dostawy LNG, a Polska zaś nie jest zależna od dostaw gazu jedynie z tego gazociągu, bo może sprowadzać rosyjski gaz przez Ukrainę, albo inny gaz z różnych miejsc na świecie – dodaje.

Patrzeć przez celownik

W czwartek pojawiły się nagrania z Grodna, na których widać jadące w kierunku granicy z Polską samochody wojskowe. Białoruski resort obrony wydał z kolei komunikat, w którym stwierdził, że „wojskowe kierownictwo Polski nie chce dialogu". – Białoruski resort obrony jest zmuszony do reakcji zarówno samodzielnie, jak i w ramach porozumień z naszym strategicznym sojusznikiem – czytamy w komunikacie.

Z kolei czołowy białoruski propagandysta Grigorij Azaronak, osobiście zaprzyjaźniony z Łukaszenką, wprost zagroził Polsce wojną. – Zdolności bojowych naszej armii wystarczy, by całkowicie rozgromić wasz tzw. sojusz bałtycko-czarnomorski. Nie mówię już o potencjale Państwa Związkowego [Rosji i Białorusi – red.] – grzmiał w swoim programie w rządowej stacji CTV.

Ale czy w Moskwie zdają sobie sprawę z tego, że propaganda Mińska grozi wojną nie tylko Polsce, ale też NATO? – Amerykanie pomagają tylko tam, gdzie im się opłaca, i oby straty były jak najmniejsze i zwycięstwo oczywiste. Za Polskę nie będą walczyć, bo to dla nich ryzyko stabilności strategicznej – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksiej Podbieriozkin, dyrektor rosyjskiego Centrum Badań Wojskowo-Politycznych działającym przy prestiżowym Moskiewskim Instytucie Spraw Zagranicznych. – By było dobrze, musi najpierw być źle. Nie boimy się tego, że będziemy patrzeć na siebie przez celownik. Polska wiele razy walczyła z Rosją i zawsze kończyło się rozbiorami Polski – rzuca, wtórując białoruskiej propagandzie.

– Kryzys na granicy szybko by się skończył, gdyby Zachód zagroził Putinowi poważnymi sankcjami i taką samą izolacją, której doświadcza Mińsk – mówi białoruski ekspert. – Na to się nie zanosi – dodaje.

Rosja jeszcze do niedawna dystansowała się od kryzysu na granicach Białorusi z Polską i Litwą. Dzisiaj otwarcie już wkracza do gry. P.o. kanclerza Niemiec Angela Merkel zadzwoniła w środę na Kreml i sugerowała rosyjskiemu prezydentowi, by „wpłynął na sytuację". Władimir Putin zaproponował, by państwa Unii Europejskiej rozpoczęły dialog z władzami w Mińsku. Rozmawiali też w czwartek wieczorem.

– Rosja realizuje na Białorusi scenariusz przypominający syryjski. W 2020 r. reżim Aleksandra Łukaszenki posypał się, stracił uznanie świata i tylko dzięki poparciu Kremla utrzymał władzę. Podobnie jak w Syrii Rosja już przejmuje militarną kontrolę nad krajem. Sytuacja na granicy to pretekst dla Moskwy, by poszerzyć swoją geografię działań kosztem Białorusi – mówi „Rzeczpospolitej" Paweł Usow, znany białoruski politolog.

Pozostało 87% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala