Podczas wtorkowego 23. szczytu UE–Ukraina prezydent Wołodymyr Zełenski domagał się od europejskich przywódców „odwagi i dalekowzroczności" i określenia perspektywy wstąpienia jego kraju do Wspólnoty. Obecni w Kijowie przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen apel Zełenskiego pozostawili bez komentarza. Skupiali się głównie na integracji ekonomicznej.
Ukraina słono zapłaciła za próbę integracji z UE. Zablokowanie w 2013 r. umowy stowarzyszeniowej przez prezydenta Wiktora Janukowycza skończyło się Majdanem, a potem utratą części terytorium i rosyjską agresją, która już zabrała życie kilkunastu tysięcy ukraińskich żołnierzy. Od tamtej pory wsparcie UE dla Ukrainy wyniosło 15 mld euro, ale okupacja Krymu i części Donbasu naraziła ukraińską gospodarkę na straty rzędu 100 mld euro. Handel z Unią wzrósł, ale to Ukraina kupuje więcej towarów z UE, niż tam sprzedaje.
Ukraina słono zapłaciła za próbę integracji z UE
– W naszym przypadku chodziło o to, czy Ukraina zostanie przybudówką Rosji, czy jednak zachowamy suwerenność. Trzeba się pogodzić z tym, że proces przystąpienia do UE będzie długi i skomplikowany. Gdy do tego dojdzie, obecni 25-latkowie będą już w podeszłym wieku. Innego wyjścia Ukraińcy nie mają, alternatywą jest pochłonięcie przez Rosję – mówi „Rzeczpospolitej" Witalij Portnikow, znany ukraiński politolog i publicysta.
Ukraińcy jednak nie chcą tyle czekać. Sondaże wskazują, że ponad połowa młodych mieszkańców kraju chce pracować za granicą. Lokalni pracodawcy już alarmują, że sytuacja wraca do czasów przedpandemicznych, zaczyna brakować pracowników w wielu branżach. W pierwszym półroczu tylko Polska wydała ponad 400 tys. pracowniczych wiz Ukraińcom, przez cały 2020 rok – 500 tys.